dnd, d&d dungeons and dragons
 
Olejów na Podolu
 
isa, dnd.rpg.info.plwotc, ogl

dnd, d&d dungeons and dragons
 
Strona główna ˇ Artykuły ˇ Galeria zdjęć ˇ Forum strony Olejów ˇ Szukaj na stronie Olejów ˇ Multimedia
 
isa, dnd.rpg.info.pl

dnd, d&d dungeons and dragons
 
Nawigacja
Strona główna
  Strona główna
  Mapa serwisu

Olejów na Podolu
  Artykuły wg kategorii
  Wszystkie artykuły
  Galeria zdjęć
  Pokaz slajdów
  Panoramy Olejowa 1
  Panoramy Olejowa 2
  Panoramy inne
  Stare mapy
  Stare pocztówki Olejów
  Stare pocztówki Załoźce
  Stare pocztówki inne
  Stare stemple 1
  Stare stemple 2
  Multimedia
  Słownik gwary kresowej
  Uzupełnienia do słownika
  Praktyczne porady1
  Praktyczne porady2
  Archiwum newsów
  English
  Français

Spisy mieszkańców
  Olejów
  Trościaniec Wielki
  Bzowica
  Białokiernica
  Ratyszcze
  Reniów
  Ze starych ksiąg

Literatura
  Książki papierowe
  Książki z internetu
  Czasopisma z internetu

Szukaj
  Szukaj na stronie Olejów

Forum
  Forum strony Olejów

Linki
  Strony o Kresach
  Inne przydatne miejsca
  Biblioteki cyfrowe
  Varia
  Nowe odkrycia z internetu

Poszukujemy
  Książki

Kontakt
  Kontakt z autorami strony

 
isa, dnd.rpg.info.plwotc, ogl

dnd, d&d dungeons and dragons
 
Olejów na Podolu
Aktualnie na stronie:
Artykułów:1281
Zdjęć w galerii:1876

Artykuły z naszej strony
były czytane
5817299 razy!
 
isa, dnd.rpg.info.plwotc, ogl

dnd, d&d dungeons and dragons
 
W niniejszym artykule - jednym z cyklu - gromadzimy fragmenty z "Zapisków ornitologicznych" hrabiego Kazimierza Wodzickiego, odnoszące się bezpośrednio do Olejowa. Chociaż nie zawsze w tekście ta nazwa jest wymieniona, to od 1855 roku hrabia Kazimierz razem z rodziną mieszkał już stale w majątku olejowskim, zakupionym od hrabiego Michała Starzeńskiego.

Są tutaj informacje nie tylko o zwierzętach. Między wierszami jest też wzmianka o założonym przez hrabiego małym leśnym folwarku (może Tworymirka?). O zawaleniu się dachu dworskiej stodoły w 1869 i naprawiającym tenże dach, nie szanującym bocianów cieśli (którego zapewne Wodzicki za ten czyn pogonił). O ośmiopolowym systemie obsiewania pól, stosowanym na hrabiowskich polach. I różne inne drobne informacje - jak np. o pogodzie w okolicach Olejowa w kilku konkretnych dniach z końca XIX wieku.



ZAPISKI O PTAKACH Z OLEJOWA cz.2


[źródło: Kaźmierz hr. Wodzicki członek Akademii Lugduńskiej, Tow. Przyrodników Isis, Centralnego Tow. Ornitologów Niemieckich i Tow. Lekarzy i Przyrodników Polskich. Zapiski Ornitologiczne. I. Bocian. Wydanie drugie poprawne. W Krakowie, nakładem i czcionkami drukarni "Czasu" pod zarządem Józefa Łakocińskiego. 1877.] Zachowano oryginalną pisownię.

W roku 1868, jak to zwykle bywa, zawodna polska wiosna zawitała: początek kwietnia odznaczył się ciepłem i spokojną temperaturą, licznie więc wesołe ptactwo nadlatywało i rozgaszczać się poczęło. Koło 12 kwietnia złowrogie chmury gromadzić się poczęły, wiatr zawył, płatki śniegu zabieliły w powietrzu, przeplatane krupkami i niebawem wiosenna ponowa pokryła ziemię, będącą już w swej zielonawej sukni. Popłoch i lament straszliwy w świecie ptasim: owadożerne cisnęły się do mieszkań i stajen, inne w lasach szukały schronienia, a część znaczna szukała wód i bagien, aby zarodkami różnorodnemi głód przygłuszyć. Słonki były nader licznie nadciągnęły i pomimo niesprzyjającego powietrza polowałem na nie z obawy, że odlecą. Na wzrębie pięcioletnim, jeszcze wysokiemi trawami zagęszczonym i sitowiem przerosłym, szedłem rzędem z naganiaczami, gdy nas wszystkich strzelców i nagankę niespodziewany obraz zatrzymał. W niewielkiem oddaleniu od nas stało w kilka rzędów ustawionych 50 bocianów tulących się do siebie, dozwoliły przystąpić o kilkanaście kroków i dopiero z wielkiem wysileniem rozpostarły skostniałe skrzydła, podniosły się, podleciały i usiadły na tym samym wzrębie. Zdaje się, że mądre ptaki wyrozumowały, iż w tym gąszczu zimno im nie dokuczy, a kałuże potworzone topnięciem śniegu dostarczą potrzebnego pożywienia. W tym bezpiecznym obozie pozostały przez dwa dni, i gdy zawitało słońce, zabrały się w dalszą podróż, bo to musiały być obce bociany.

Tej samej nieszczęśliwej dla ptactwa i gospodarzy wiosny, pięć bocianów schroniło się pod stertę dużą i długą siana, dnia drugiego przywołały sobie jeszcze dwa i razem w siedmiu tę straszna kwarantannę odbywały. Istna to była zawierucha, wicher kręcił śniegiem, zwijał go i tłukł tą mokrą chmurą o przedmioty; bociany według wiatru chroniły się to z jednej, to z drugiej strony sterty, przytulając się do siana i doskonale według zmian powiewu umiały chronić pierze przed zamoknięciem. Raz na dzień, widać głodem zmuszone, po dwa lub trzy kroczyły ku brzegom płynącej rzeczki, tam szukały pożywienia i spieszyły pod stertę. Stojąc, każdy bocian jednę nogę podnosił i ogrzewał pierzem, a jak pierwszą ogrzał, drugą chował w pierze. Ta gromadka w bezpiecznym porcie kilka dni wiosennej zimy przetrzymała szczęśliwie i rozleciała się po gniazdach, gdyż to były nasze bociany. (...)

Przez wykarczowanie krzaków i wystających klinów lasu, powiększyłem pola i założyłem mały leśny folwark. Co tylko na wiosnę pokryłem stodołę, a już się zjawił pojedynczy bocian, siadał po sąsiednich budynkach i nocował zawsze na dachu nowym stodoły. Gdy jego zwyczaje poznałem, kazałem na narożniku dachu przymocować koło, narzucić perzu i suchych gałązek. Przez kilka dni mój bocian od gniazda stronił, nareszcie je zrekognoskował, zajął i począł uzupełniać budowę krawędzi. Czy to był samiec, czy samica, z pewnością orzec nie mogę, wszakże przypuszczam, że był płci męskiej, gdyż nigdy brzuchem do gniazda nie siedział, w dzień i w nocy stał na jednej lub dwóch nogach. Osławiony to był szkodnik domowy, zjadł mi większą część kacząt pływających po stawku, kilkoro gąsiąt, za któremi po wodzie brodził, i złowił niemało kurcząt biegających po podwórzu. Ledwo go od śmierci uratowałem, tak wszyscy byli na niego zawzięci, bo to był rozumny ptak, godzien długich studyów. Nareszcie i ekonomowi i czeladzi sprzykrzył się szkodnik; ile razy drób gonił, płoszyli go, rzucali na niego bryłami i patykami. Zrozumiał nareszcie ptak i wyrozumował sobie, że albo to przyjemne miejsce wypadnie opuścić, albo też więcej szkody nie robić, i wytrwał w przedsięwzięciu, gdyż od tego czasu nie rzucał się na prywatną własność, w zamian szukał pożywienia na sąsiednich łąkach, bagnach i łanach, a nocował zawsze na gnieździe. W połowie sierpnia począł codzień krążyć, koła toczyć i wznosić się pod obłoki, nareszcie nam około ś. Bartłomieja znikł. Na wiosnę roku następnego 1875 przyleciała parka białych, czystych, rzeczywiście eleganckich bocianów, doskonale wypierzonych. Siedli na dachu w drugiej połowie kwietnia i poczęli hałaśliwie dziobami klekotać na znak zajętego na własność gniazda. Poprawiały i powiększały ustawicznie swe łoże, lecz zawsze tylko jeden bocian na gnieździe siedział. Żyły w czułem i zgodnem małżeństwie przez lato całe, wszakże jaj nie zniosły i odleciały pod jesień. Może być, że się mylę, lecz według mego zdania, stroniący od gniazda ptak był samiczką, która dostatecznego bezpieczeństwa gniazda nie uznawała i ta cała nowość budynku, pomimo przywiązania do samca, nie dozwalała jej wykonać obowiązków małżeńskich. Moja ciekawość była wielce zaostrzoną i cierpiałem niemało na znacznem oddaleniu tego folwarku, niedozwalającem mi badać te ptaki codziennie. Roku 1876 powróciła moja parka wiernie do gniazda, i jak gdyby lata już były, utrwaliły budowę, opanowała je, zniosła trzy jaja i wyprowadziła bociany na zimę do Indyj.

W roku 1874 przyleciał na gniazdo dachu owczarni znajomy od lat szesnastu bocian; nic mnie to nie dziwiło i nie trapiło, gdyż on zawsze leciał w awangardzie bez samiczek i spuszczał się nad Olejowem na gniazdo, które naprawiał natychmiast po przylocie. Znałem jego zwyczaje jak mego własnego ptaka; opanował wierzchowinę stawu i na tę przestrzeń, wyjąwszy rodziny, żadnego bociana obcego nie przypuszczał; na niej panował do pory, gdy pługi ziemię pod siew przewracać poczęły i wtedy przenosił się na role zbierać pędraki, chrząszcze i myszki. Mój bocian codzień klekotał, wołając powracającą samiczkę, gdy widział lub słyszał ciągnące ptaki, wznosił się do nich, szukał swej ulubionej, to znowu w okolicy odwiedzał spoczywające stada bocianów, lecz wszystkie jego usiłowania były daremne; maj minął, czerwiec barwisty rozpoczął swe panowanie, a bocianica nie przybyła. Smutny on był i poważny, z rezygnacyą wdowieństwo znosił, gniazda nie opuścił, przeciwnie poprawiał i uzupełniał, a zawsze na tymże noc przesiadywał, nareszcie po żniwach przyłączył się do rodziny żerującej po bliskich łanach i razem z nią powędrował do ciepłych krajów.

W roku 1875 znowu w terminie przyleciał, lecz sam, widać że swej żony odszukać nie mógł; żył jak w roku przeszłym, mężnie na wiosnę bronił swe gniazdo przeciw napastnikom, wierny swemu wdowieństwu; przyłączył się do stada wędrujących bocianów i znikł nam z widnokręgu. Dopiero w r. 1876 poślubił za granicą samiczkę, i gdy z kościoła powracałem, spostrzegłem z wielkiem zadowoleniem parę bocianów, oznajmującą nam swe przybycie głośnem klekotaniem. Szczęśliwie wychowały dzieci i z niemi puściły się w dalszą podróż. (...)

W roku 1869 zaklęsł się w maju dach na stodole przez złamanie kilku krokiew; zgodziłem, jak się zdaje, majstra bez czucia i myśli, gdyż tenże nie zważając na bocianicę siedzącą na jajach, zupełnie z ludźmi oswojoną, rękami zrzucił gniazdo, chociaż wcale do restauracyi dachu tej zbrodni popełnić nic potrzebował. Nieszczęśliwa matka poleciała na błonie do męża, oskarżyć złego człowieka i opowiedzieć nieszczęście doznane. Bocian wysłuchawszy dramatycznego opowiadania, porwał się i z żona przyleciał do gumna, krążyły nad stodoła przez kilka minut, usiadły na szpichlerzu, zaklekotały, wlepiły wzrok w ludzi na dachu pracujących i po długiej naradzie odleciała parka. Jeszcze razy kilka w tygodniu powracały, przypatrywały się pracy i nareszcie obrały sobie na chacie włościańskiej siedzibę na całe lato. Gdy dach został naprawiony i świeżemi snopkami poszyty, kazałem ich gniazdo na to samo miejsce położyć i nakryć gałązkami. Kilkakrotnie krążąc, rekognoskowały gniazdo moje ptaki, lecz nie usiadły i opuściły okolicę; łudziłem się nadzieją, że na wiosnę zajmą swe łoże na stodole.

Zawitała wiosna, bociany te same przyleciały, kręciły się przez tydzień cały nad gumnem, siadały po dachach szop i szpichlerza, wszakże gniazda przyjąć nie chciały do dnia dzisiejszego i przez siedm lat stronią od miejsca, sprofanowanego zbrodnią przez nieludzkiego człowieka na nich popełnioną. Z wielkim trudem bez pomocy człowieka, usłały na niskiej chacie gniazdo niewielkie i na niem wywodzą pisklęta.

W tym samym czasie, wszakże roku nie mam zapisanego , straszliwa burza pomierzwiła mi dach na owczarni i zdarła cały grzebień, gniazdo pokantowała i tak mocno nachyliła, że jaja wypadły. Oczywiście kazałem budynek poszyć, zdjąć gniazdo i po ukończonej restauracyi znowu na swoje miejsce postawić i przymocować. Bocianów para przez cały czas tej długiej pracy, siedząc na dachach sąsiednich budynków, zdawało się, że pilnowała roboty, bacząc jak ludzie z gniazdem postąpią. Gdy już wszystko ukończonem było i gniazdo postawione, bociany bez najmniejszej trwogi, pomimo że dach był świeżą, złocistą słomą pokryty, opanowały swą siedzibę i poczęły gniazdo według architektury ptasiej, a nie ludzkiej restaurować. Jaj już w tym roku nie zniosły, lecz do dnia dzisiejszego wywodzą na tym dachu szczęśliwie pisklęta. Czy powyższe przykłady nie dowodzą niepospolitego rozumu i stopnia argumentacyi u ptaków; pierwsza parka osądziła swe nieszczęście, przypisując je człowiekowi i na zawsze porzuciła gniazdo; druga przekonana, że burza spowodowała jedynie utratę jaj, pomimo zmian na budynku, pozostała, widząc się bezpieczną wobec ludzi miejscowych. (...)

Rolne moje gospodarstwo podzielone na ośm pol, czyli ośmioletnią rotacyę. I tu mi ulubione bociany stawiają nader ciekawą zagadkę do rozwiązania. W tem mojem gospodarstwie, sieję na tem samem polu co ośm lat koniczynę i gdy ta roślina jest zebrana i w sterty ustawiona, wtedy na każdej stercie nocuje po kilka bocianów w lipcu, bywa czasem do dwunastu; jeszcze na drugim łanie w bliskości siadają po wierzchach stert te ptaki, wszakże w mniejszej ilości; po innych łanach bywają co ośm lat te same zbiory, w ten sam sposób ustawione, a bociany na stertach nie siadają. To spostrzeżenie zapisuję po raz trzeci i zawsze jest praktyką potwierdzone. Co jeszcze w tem ciekawszego, że w innych latach, na tych samych łanach stoją sterty ze zbożem i na tych samych miejscach postawione, a bociany na nich nie siadają, pomimo że dachy równe i do noclegu dogodne? W dzień tłómaczyłbym sobie obfitem pożywieniem, lecz jak wyświecić ten zwyczaj wiernie wykonywany i to co ośm lat?



 
isa, dnd.rpg.info.plwotc, ogl

dnd, d&d dungeons and dragons
 
Komentarze
Brak komentarzy.
 
isa, dnd.rpg.info.plwotc, ogl

dnd, d&d dungeons and dragons
 
Dodaj komentarz
Zaloguj się, żeby móc dodawać komentarze.
 
isa, dnd.rpg.info.plwotc, ogl


Copyright © Kazimierz Dajczak & Remigiusz Paduch; 2007-2020