Na samym początku pierwszej wojny światowej wschodnia część Galicji ze Lwowem została zajęta przez Rosjan i pozostawała pod ich rządami przez ponad rok. Moskale mieli wielką ochotę przyłączyć te "odwieczne rosyjskie ziemie" do imperium. Oprócz zacierania śladów polskości, po moskiewsku wzięli się też za nawracanie grekokatolików (w większości Ukraińców) na prawosławie. Przysyłali z głębi Rosji popów, zajmowali unickie świątynie, internowali i wywieźli unickiego metropolitę Szeptyckiego i niektórych księży. Część ludności ukraińskiej poparła Moskali, ale zdarzały się też przypadki oporu, jak opisywany w rosyjskich gazetach przykład księdza z wioski Beremowce.
[źródło: "Dziennik Kijowski" nr 119 z 2 (15) maja 1915 r.Zachowano oryginalną pisownię, rozwinięto skróty.]
Sprawy wyznaniowe w Galicyi.
Pod tytułem "Sposoby propagandy zatwardziałych księży unickich", wychodzący w Piotrogrodzie "Kołokoł" zamieścił następujący artykuł, powtórzony następnie przez lwowską "Prikarpacką Ruś".
"Niektórzy z tych księży unickich w Galicyi, którzy uciekli razem z austryakami po przejściu granicy przez wojska rosyjskie, potem najspokojniej powróciwszy do swych dawnych parafii, pozostają po dawnemu zaciekłymi agentami austryaków i papizmu. Naprzykład ksiądz unicki ze wsi Beremowce, pow. zborowskiego, Bazyli Matwejko, z całą rodziną na początku sierpnia wyjechał razem z austryakami i powrócił w listopadzie, gdy zgodnie z prośbą parafian we wsi tej był już duchowny prawosławny, który i nabożeństwo odprawiał i miał klucze od cerkwi.
"Pewnego razu duchowny prawosławny, przyszedłszy do cerkwi w celu odprawienia nabożeństwa wieczornego, zastał tam ks. Matwejka, który zastąpił mu wejście: leżał na progu i stanowczo odmówił wpuszczenia duchownego prawosławnego.
Żadne prośby i perswazye nie pomogły. Matwejko oświadczył wobec zebranego ludu, że nie wpuści do cerkwi duchownego prawosławnego. Gdy duchowny prawosławny wobec tego zaznaczył, iż przybył tu nie jako samozwaniec, lecz mianowany został przez władze rosyjskie na prośbę parafian i że podług prawa katolickiego, ksiądz, który opuścił owczarnię swą w trudnej chwili, traci prawo do parafii, Matwejko oświadczył, że "żadnych władz rosyjskich nie uznaje, tylko władzę metropolity Szeptyckiego". W ten sposób Matwejko kilka razy przeszkadzał odprawieniu nabożeństwa prawosławnego, aż wyprowadzeni z cierpliwości parafianie usunęli go z obejścia cerkiewnego. Jednak upór jego na tem się nie skończył. Matwejko z żoną chodzić zaczęli po wsi. W każdej chacie starali się oni wywrzeć wpływ na kobiety. Nazywali prawosławie mamoną, a prawosławnych niedowiarkami, nie wierzącymi w Matkę Boską, w męczenników świętych, w zmartwychwstanie i t. p. puścili w obieg klątwę w imieniu papieża i nawet odpuszczenie grzechów na szereg lat z góry tym prawosławnym, którzy przestaną chodzić do cerkwi na nabożeństwa prawosławne.
Podobna propaganda Matwejka wpłynęła na niektórych. Kilka rodzin przestało chodzić do cerkwi i rozbiegło się po sąsiednich parafiach unickich, gdzie Matwejko odprawiał nabożeństwo. Z nastaniem wielkiego postu, gdy rozpoczęła się spowiedź, agitacya wśród prawosławnych wzmogła się. Tym razem użyto radykalnego środka - zastraszenia, że rozbita armia rosyjska opuszcza Galicyę, że wojska austryackie ścigają i tępią rosyan, że lada dzień wszyscy rosyanie będą wypędzeni do Rosyi, a gdy powrócą wojska austryackie - wywieszają wszystkich prawosławnych, nawet tych, którzy tylko chodzili do cerkwi na nabożeństwa prawosławne.
Strach przed rzekomym powrotem austryaków podziałał na prawosławnych. Niektóre rodziny, regularnie dotąd uczęszczające do cerkwi, poszły do spowiedzi do sąsiedniej parafii unickiej we wsi Kudobińce.
"Propaganda taka usilnie prowadzona jest nie tylko w Beremowcach - oświadcza "Kołokoł" - lecz i w innych parafiach prawosławnych powiatu zborowskiego, skąd ludzie prawosławni, zastraszeni powrotem wojsk austryackich idą do spowiedzi do księży unickich".
|