15-a rocznica I-go Zjazdu Trościanieckich Rodaków i Kresowian
Dodane przez zdzich dnia Czerwca 23 2014 18:02:06

W tym roku minie 15 lat od I-go Zjazdu Rodaków Trościanieckich, który odbył się 4 lipca 1999 r. w Kosieczynie.

Głównymi organizatorami zjazdu byli p. Antoni Worobiec (1918-2008) wtedy miał 81 lat i p. Wojciech Półtorak (sołtys Kosieczyna). Na zjazd przyjechała duża grupa trościanieckich rodaków niemal z całej Polski. Wśród uczestników zjazdu było kilka dostojnych seniorów tj. p. Andrzej Sąsiadek z Broniszewic (lat 87), p. Franciszka Półtorak z Lubina (lat 78), Maria Worobiec z Warszawy, Zofia Olender z Psienia i inni.

W mszy koncelebrowanej przewodniczył ks. bp Edward Dajczak, który wygłosił piękne kazanie nawiązując tematycznie do Trościańca. Podczas zjazdu była rozprowadzana pierwsza książka o Trościańcu A. Worobca pt. "Trościaniec Wielki - Wieś Ziemi Załozieckiej".

Tekst kazania księdza biskupa Dajczaka przypominamy w rozwinięciu tego newsa.
Rozszerzona zawartość newsa

Tekst wygłoszonego kazania ks. bp E. Dajczaka:

U mnie w domu w Koźminku, w tym domu którym tutaj trzeba było założyć, u dziadków w Broniszewicach, u cioci w Dąbrowie i gdziekolwiek jeszcze byłem u trościanieckich ludzi - mówiło się dom nie Trościaniec. W domu było tak, w domu to czyniło się w taki sposób, w domu tak się odprawiało, w domu były takie nabożeństwa, zawsze tak. Trzeba było podrosnąć żeby zrozumieć co to słowo znaczy, trzeba było ze swojego rodzinnego domu wyjechać, żeby docenić wartość domu.

Tak jakoś jest, że dopóki jest się w domu wszystko jest takie oczywiste, po prostu tak jest. Kiedy ma się pewien dystans wieku, czasu, odległości, wtedy zostawia się to co najwspanialsze w głębi serca. Doświadczałem tego wracając nieraz do domu, kiedy już w rodzinnym domu nie tętniła wiejska gospodarka, kiedy w oborach było martwo, nieraz wychodziłem z mieszkania i chodziłem po podwórku i wszystko bolało. Nie pamiętam z kim się spotkałem przed wielu laty z trościanieckich ludzi, z kimś kto wrócił stamtąd strasznie zbolały, powtarzał tylko pamiętam byłem jeszcze dosyć młody, "to nie ten Trościaniec, nie tylko dlatego że wielu domów nie ma, że w dużej części nie istnieje, ale wszystko jest inne". To jest doświadczenie, które jest bliskie myślę wielu z nas, którzy tu jesteśmy.

To w domu tak było dla kolejnego pokolenia w którym jestem, było bardzo ważne ponieważ w ten sposób kształtował się jakiś system wartości, odniesienia. Pozostawał również właśnie Trościaniec ze swoimi wartościami, przekazywany w kolejnym pokoleniu był mimo że ja nigdy tam nie byłem. Myślę że to jest istotne, Trościaniec żyje tym co było najwartościowsze, żyje tym co tworzyło ludzi i nawet po kilkudziesięciu latach żyje. Tę wspólnotę się czuło, ja widziałem inność reakcji ludzkiej, większą serdeczność kiedy w grupie ludzi mówiono ten jest z Trościańca, ja też, zaczęły się wspomnienia, te ludzkie reakcje są wtedy inne. Wystarczyło, więcej powiem, ja inaczej reagowałem - nie znając ludzi gdzieś pamiętam kiedyś w Broniszewicach u dziadków św. pamięci byłem i ktoś przyszedł i dziadek mówi to jest też z Trościańca. Pierwszy raz widziałem człowieka, ale tchnieniu serca stał się bliski gdyż był stamtąd. Dlatego że ten Trościaniec w moim sercu zamieszkał poprzez dom.

Dzisiaj świętujemy siostry i bracia stulecie parafii. Spotykałem się przez ostatni okres z panem Antonim Worobcem, który, który sprawił że tu razem jesteśmy. I kiedy wręczył mi kilka dni temu książkę do ręki, szybko szukałem trochę czasu żeby ją przeczytać, żeby dzisiaj jeszcze bardziej czuć, odczuwać, przeżywać tamtą wspólnotę. I co to znaczy podzielić się tą miejscowością, to myślę że mogę powiedzieć ja człowiek który tam nie stanął nigdy nogą swoją, nagle wszystko stało się bliskie, nazwiska ludzi, księży, wszystko stało mi się o wiele bliższe. Myślę że w tej chwili trzeba powiedzieć panu Antoniemu - dziękuję, Bóg zapłać za tą niesamowitą pracę, za to że dzisiaj przy ołtarzu w Kosieczynie zaczynamy inaczej przeżywać ten przedział wieku, jak to wszystko jest inne, pewnie nic nie jest podobne.

Ten krzyż nam tylko przypomina, że spina nas chrześcijańska katolicka wiara, że ona sprawia że czujemy się ciągle ludźmi Trościańca, nie tylko wspomnienia. Ten krzyż został jak symbol, właściwie niczego tu nie mamy przy tym ołtarzu, mamy siebie, ludzi i mamy krzyż Jezusa. Wtedy pojawił się w Trościańcu, dzisiaj sto lat później jest na tej ziemi. Ludziom tam żyjącym nie mogło się nawet śnić, że kiedyś ich potomkowie będą tu żyli, będą przeżywali tutaj swoje radości, miłość, swoje rodzinne domy, będą się rodziły kolejne pokolenia, ludzie będą zdobywali wykształcenie, będą pracowali. Przecież o tym nikt nie myślał, nie mógł myśleć, a dzieje świata pisane, pisane ewangelią i pisane ludzką historią przeżywającą wszystkie wartości sprawiły, że setna rocznica jest obchodzona tutaj w Kosieczynie. Myślę że warto na nowo odrodzić w sobie wszystko co tamtą wspólnotę stanowiło.

Siostry i bracia, kiedy mówimy o bożej miłości, kiedy mówimy o Jego wielkości i niesamowitym obdarowaniu ludzi, trzeba jednak ciągle pamiętać że ta miłość Boga jest wzorcem wszystkich miłości, jest miłością czułą i serdeczną. Kiedy Bóg stawia człowiekowi prawo, który ma czynić ze świata ludzki świat, prawo dziesięciu przykazań, kiedy proponuje mu osiem błogosławieństw, które w cudownych rekolekcjach niedawno odbytych przez naród, pokazał nam Jan Paweł II. To czyni z tego wszystkiego najpierw klimat serca i miłości. Człowiek tylko wtedy kiedy jest kochany i kiedy wie że jest kochany, potrafi wiele od siebie wymagać i potrafi zrozumieć wymagania. Taka jest ewangelia, życie jest takie i czym jest dom, chciałbym to pokazać jeszcze przywołując doświadczenie spotkania Jan Pawła II w Wadowicach. Jak trzeba traktować dom, tam otrzymaliśmy lekcję, wszystko było ważne, każde nazwisko sprzed lat wygrzebywane było wypowiadane z ogromną czułością, wspominani bliscy ludzie, wszystko to nagle zaczęło istnieć. I były takie chwile bardzo ludzkie, głęboko ludzkie kiedy Ojciec Św. mówił "nie ma już, już nie ma". I były to chwile wzruszenia, chwile odbudowujące w człowieku. Miałem okazję rozmawiać o Wadowicach z człowiekiem, który był z Ojcem Św. tam, ja tam nie byłem osobiście, mówił jedną rzecz ważną, że Wadowiczanie nazajutrz po tym spotkaniu mówili, że trzeba by teatr odrodzić, że trzeba by jeszcze coś zrobić i to musiałoby być jakby na nowo wspomnienie wartości które tworzyły to środowisko otrzeźwiało następne pokolenia. Może to dzisiaj w Kosieczynie ma się stać, może my pokolenie które tam w Trościańcu nie żyło musi jeszcze raz dzisiaj przywołać wszystko co było najpiękniejsze, co było wspaniałe, co tworzyło całe pokolenia ludzi tam żyjących w bardzo trudnej sytuacji, ludzi których przecież wielu potwierdzało gorącą wiarą, piękną miłością do Polski i męczeństwem, potwierdzało że tamto społeczeństwo wychowywało ludzi. Bo tylko człowiek potrafi tak świadomie płacić nawet życiem, za to co jest najważniejsze, co jest nawet większe od życia w konkretnej sytuacji. To tylko człowiek potrafi płacić życiem, dając je innym aby inni mogli żyć. Ma Trościaniec swoich męczenników nie kanonizowanych, ale oni tworzą świat. W czasie pielgrzymki do Gorzowa, również do Gorzowa dwa lata temu ojciec św. Jan Paweł II przywołując tam męczenników, których my w naszej diecezji czcimy, mówił o męczeństwie które oczyszcza, które jakoś porządkuje również system wartości ludzkich. Mówił o męczeństwie które na nowo czyni z ludzi - ludzi.

Siostry i bracia, Trościaniec był budowany również całą działalnością Konstantego Wiśniowieckiego i nie tylko w sensie fizycznym, ale to był przecież wtedy świat Polski, Jakub Sobieski tamte ziemie, tamto środowisko, księża. Pamiętam taki moment kiedy po święceniach bardzo krótko moim pierwszym proboszczem był śp. ks. kanonik Piotr Olender, w Kargowej to wtedy było. Przyjechałem i otrzymałem od niego pierwszy prezent "Katechetykę" - książkę prof. Józefa Dajaczka. On Trościańczanin wiedział że temu kolejnemu księdzu z pokolenia ludzi z Trościańca trzeba właśnie dać to, mówił, wiesz ja już jestem stary, weź to i zachowaj. Stoi to na mojej półce, może kiedyś przekażę to komuś z czwartego pokolenia, księdzu trościanieckiemu, może tak będzie, myślę że tak trzeba. Trzeba trzymać we własnym sercu wszystko co piękne, wszystko co wartościowe, wszystko co niesie tamten świat. Dla mnie to było ważne, kiedy od początku mojego wzrastania w kapłaństwie, w jednym czy drugim momencie spotykałem będącego tutaj ks. Bernarda Półtoraka, on był już poważnym księdzem, a ja takim dorastającym klerykiem. I wszystko co mówił było dla mnie ważne, jego styl bycia nawet mu tego nigdy nie powiedziałem, bo to był nasz ksiądz i dlatego był inny niż każdy inny, właśnie dlatego że był stamtąd, z domu. Myślę że to jest wszystko boskie, chrześcijaństwo jest przecież w sercu ludzi, to nie jest jakaś teoria abstrakcja. Chrześcijaninem jest konkretny człowiek próbuje w konkretnym miejscu, środowisku przeżywać miłość do Chrystusa, przeżywać miłość do Matki Najświętszej, przeżywać miłość do ludzi niosąc swoją ułomność, słabość, swoje potykanie - to wszystko jest przecież w człowieku. I dlatego wiara w Boga człowieka z Trościańca jest trochę inna w tamtym kościele, inna w tym miejscu. Jeszcze zanim wyszliśmy tutaj, patrząc na plan Trościańca mówiliśmy z ks. Bernardem, tu cerkiew, tu kościół teraz już nie ma wieży, teraz modlą się tamci ludzie, a my tu jesteśmy.

Siostry i bracia, przeżyjmy tak tę mszę świętą i chwile które po niej nastąpią. Za chwilę na tym ołtarzu będzie Chrystus, jak sto lat temu po raz pierwszy w Trościańcu, Ten sam, Jego mijający czas nie dotyka. Dzisiaj była czytana ta sama ewangelia jak sto lat temu, o tym że Bóg kocha malutkich zwykłych ludzi, że do tego żeby być kochanym przez Boga wcale nie trzeba być wielkim. Pewnie innym trochę językiem, ale wtedy księża mówili to tamtym ludziom o tej samej miłości, która jest w stanie trzymać człowieka i go prowadzić. O tej samej miłości, którą dzisiaj słuchamy, na ołtarzu za nas, za pomęczonych, za tych co już nie żyją i za nas tu zgromadzonych ta ofiara się dzisiaj sprawuje. Tutaj jest ta sama ewangelia, tutaj tak samo Bóg nas zbawia, będzie taki czas kiedy już tutaj nie będzie nikogo kto pamiętał Trościaniec. I wszyscy mamy nadzieję, będą w domu, w domu Ojca. A ponieważ Pan Bóg nas kocha, tam pewnie będzie też jakiś Trościaniec, inaczej przeżywany, ale przecież Bóg który jest samą miłością, chce zachować pewnie człowieka ze wszystkim co przeszedł na tej ziemi najpiękniejszego. O tamtym domu też mówimy dom, mamy tamten z którego wyszliśmy, ten w którym dziś żyjemy i ten do którego wszyscy bez wyjątku pielgrzymujemy. Ten dom dzisiaj jest tutaj przy ołtarzu, potem na spotkaniu niech będzie najcieplejszy, najbardziej serdeczny, niech w nas zostanie na nowo dużo nadziei i radości z tego spotkania. Niech to nam zostanie w sercach na zawsze.
---
Od administratorów strony:
W Kosieczynie odbyły się łącznie 3 Zjazdy Trościanieckich Rodaków w 1999, 2000 i 2006 roku. Niestety, po śmierci śp. p. Antoniego Worobca w 2008 roku nikt już ich nie organizował.