Żołnierz z Manajowa 1840
Dodane przez Remek dnia Listopada 30 2011 18:23:41
Ten ckliwy i romantyczny tekst wyszedł zapewne spod pióra pani Tekli Kłodnickiej, ówczesnej właścicielki Manajowa. Lub kogoś z jej najbliższego otoczenia. Pani Kłodnicka była stałą czytelniczką "Gazety Lwowskiej", angażowała się też w różne akcje organizowane przez to czasopismo. W roku 1845 np. aktywnie uczestniczyła w zbiórce darów dla dotkniętych wielką powodzią terenów Galicji.

Odkładając na bok te "lukrowania", trochę śmieszne na nas, mniej wrażliwych ludzi z początków XXI wieku, mamy tu ciekawą relacje o bardzo porządnym człowieku. Pochodzący z prostego ludu żołnierz, który przeszedł przez wszystkie stopnie kariery wojskowej, by zostać oficerem i instruktorem wojskowym w szkole wojskowej w Wiener Neustadt (Dolna Austria). Nie wstydził się jednak swojego pochodzenia i po latach odnalazł rodziców i chciał zabezpieczyć ich byt. W armii austriackiej to raczej ewenement, gdyż pochodzący z nizin oficerowie starali się zerwać wszelkie więzi z dawnym środowiskiem (może Czytelnicy oglądali film "Pułkownik Redl", podobne przykłady są też w prozie Jaroslava Haška).

Niestety, nie znamy jego nazwiska. Wielka szkoda.

Przy okazji historyczne daty. Ojciec z synem nie widzieli się od 32 lat. Czyli od 1808 roku. Miały wówczas miejsce duże ruchy wojsk austriackich. Powodem było powstanie Księstwa Warszawskiego i planowana wojna, która wybuchła w kwietniu 1809. Przed wyruszeniem z jednostką ojciec zabezpieczył byt syna. Co stało się z żoną żołnierza, tego już źródło nie podaje.Prawdopodobnie towarzyszyła mężowi w obozie, co się wówczas często zdarzało. Oboje rodzice i młodszy brat szczęśliwie przeżyli wojny napoleońskie i zamieszkali razem w Manajowie.



[źródło: Gazeta Lwowska. Nr. 111. Sobota, 19. września 1840. Zachowano oryginalną pisownię.]


(Nadesłane)


Przed lat 32, żołniérz jeden żonaty z Galicyi stojąc w Austryi z swym pułkiem, zostawił w siódmym roku syna swego w instytucie wojskowym, a sam odszedł z wojskiem do innéj prowincyi, i wysłużywszy lata osiadł na gruncie włościańskim w Manajowie (obwodzie złoczowskim), przez 26 lat nie mając żadnej wiadomości o dziecku swojém.

Syn jego przez zdatność i dobre prowadzenie się, przechodząc wszystkie stopnie wojskowe, został oficerem i profesorem w wojskowéj akademii neustadzkiéj. Roku 1834 będąc jeszcze feldweblem, dochodził urzędownie stosunków familijnych, a dowiedziawszy się, że ma rodziców w Manajowie, pisywał do nich najczulsze listy, i zasilał ich hojnie piéniędzmi. Roku 1838. umarła mu matka; całe więc uczucie jego zwróciło się do ojca: cieszył go listami po stracie żony, i wspierał piéniędzmi - roku 1840 przysłał mu 50 zr. m. k. [*] a dnia 30. sierpnia b. r. przyjechał sam o 123 mil do Manajowa, chcąc wziąć ojca swojego z sobą i zapewnić mu wygodne i spokojne życie.

Manajów i cała okolica jest właśnie świadkiem czułéj sceny miłości synowskiéj: świadkiem, jak stęsknione serce cnotliwego syna, przez 32 lat nie widząc ojca, rozpływa się w uczuciach gorącéj miłości i świętego dla ojca uszanowania. Jak kapłan przed Bóstwem czcią przejęty, tak on przed ojcem swoim klęka, całuje go po nogach i rękach, i wszelki czas poświęca na uszczęśliwienie ojca, na sprawienie mu ukontentowania w sposobie nąjtkliwszym, na jakie się tylko serce czule zdobyć może. Ofiarowano mu mieszkanie we dworze - podziękował najuprzejmiéj - ażeby się z ojcem nie rozłączać, w którego chatce mieszka. Całą familiję po różnych wsiach zamieszkałą odwidził i pieniędzmi zaopatrzył, nie wstydząc się chodzić po chatkach, w których krewni jego mieszkają. Obywatele tych okolic, wysokim szacunkiem dla tak cnotliwego oficera przejęci, okazują mu największe uszanowanie, odwidzaja go w chatce ojcowskiéj, zapraszają wraz z ojcem do siebie, i z największą czcią przyjmują.

Gdy ojciec na starość, stosunków nawykłego życia, wsi i rodziny swojéj opuścić nie chce, stara się syn o to, aby uwolnić od wojska brata, mającego jeszcze przez lat dwa służyć, osadzić go na gruncie ojcowskim, a ojca przy nim zostawić, by przy zasiłkach pieniężnych , spokojnie i bez troski pędził resztę dni życia swego. Dnia 10. września był w interesie ojca w Złoczowie, gdzie go wraz z ojcem jak najuprzejmiéj przyjęto. Chodził z ojcem po mieście, i dziwnie się wydało mieszkańcom Złoczowa, że jakiś oficer prowadzi się z chłopem w siermiędze; ale gdy się dowiedziano, że to był syn z ojcem, którzy się 32 lat nie widzieli, zadziwienie zamieniło się w powszechny szacunek i rozrzewnienie, które słodkie łzy wszystkim wyciskało. Błogosławione dzieci od Boga i ludzi, dające wzór takiéj miłości synowskiej!

Z Manajowa dnia 12. września 1840.



[*] - 50 zr. m. k. - 50 złotych reńskich monetą krajową