Obrazki galicyjskiej biedy ok. 1877 - cz.2
Dodane przez Remek dnia Sierpnia 25 2011 14:57:59
[źródło: Nędza na Rusi. Skreślił Dr. H. Jasieński. Publikowane w nieregularnych odcinkach od marca 1877 na łamach wydawanej we Lwowie "Gazety Narodowej". Zachowano oryginalną pisownię.]

Niniejsze fragmenty zawierają informacje o oświacie, moralności, przywarach i zaletach biednych wschodniogalicyjskich chłopów około roku 1877.




Stan oświaty, moralności i religijności.


Ile było szkółek parafialnych, ile młodzieży uczęszczającej na Podolu, ile kosztowały te instytucje, można z raportów rządowych obliczyć; a ponieważ tych dat nie mamy, przeto musimy brać tylko wyniki, które się nasuwają pod rękę

Faktem jest, że po wsiach szkółki parafialne, które kosztowały przeciętnie 200 złr. rocznie, w ciągu n. p. dziesięcioletniego istnienia swego nie wydały ani jednego umiejącego czytać i pisać. Są przestrzenie po kilka mil kwadratowych, w których niemasz ani jednego włościanina, posiadającego naukę czytania i pisania. Dowodem tego są nasi posłowie włościańscy, nasi członkowie Rad powiatowych, nasi naczelnicy gminni; wszak jeźli by między wyborcami byli ludzie "czytający i piszący", toć by przecież bezwarunkowo wybierano takich "szczo sia na pyśmi rozumijut". Trafi się tu i ówdzie gospodarz umiejący gryzmolić swe nazwisko, zasapie się przytem, zmęczy się, i zresztą odbywa tę czynność mechanicznie; trafi się poddiaczy umiejący czytać psałterz, lecz i ci "uczeni" czerpali swą wiedzę częstokroć we dworze lub na plebanii.

Wiadomo, że na całej Rusi są kolonie mazurskie, które już po większej części zniszczały - otóż ten szczep jest zdolniejszym do kultury, bardziej rolniczym, więcej zapobiegliwym - i między nimi częściej trafić można na umiejącego czytać i pisać.

Od czasu reformy szkolnictwa, widać większy a nawet znaczny ruch w tym kierunku. Nauczyciele lepsi, szkoły nowe powstają, przymus na rodziców się wywiera - w ogóle jest przynajmniej nadzieja - lecz dziś o rezultatach orzekać trudno.

Z nauką rachunków - jeszcze fatalniej. Chłop nie wie ile ma lat, kiedy się urodził, jak dawno żonaty, - a ile i komu winien, to rzeczywiście nie pamięta. "Ot bude tylko, a może tylko". - Dziewczęta wprost ze wsi do dworskiej służby wzięte, nie są np. w stanie porachować 45 gęsi, tylko przymuszone, w ten sposób obliczają: do dwadzieścia jeszcze idzie jako tako, więc liczą: "Dwaciat a potem znowu desiat' i znowu desiat' i piat'". A ileż to podparobków lub podpasaczy, którzy pasząc dwanaście cieląt, i codziennie o to pytani, nie wiedzą ile sztuk tych cieląt powierzono ich berłu! Najlepszym dowodem targi i jarmarki. Dajmy chłopu, który z żoną wyjechał, dwa złr. drobnemi za jaki towar - wnet rozścieli na ziemi worek lub płachtę, siada wraz z żoną i kładzie kupkę drobnych koło kupki po 10 lub 15 centów, potem dokłada, odejmuje - jednem słowem dwoje ich ciężko pracują, zanim się doliczą dwóch reńskich; a prawie zawsze brakuje, więc kupiciel musi z nimi czas tracić i przerachowywać. Kto był przy odbieraniu podatków, gdzie kasjerzy gminni rachują, ten pojmie co to czasu się marnuje! a tak drogiego czasu. Zaiste bardzo wiele ciekawych szczegółów można by o tem pisać - lecz kto się temu nie przypatrzył, to by istotnie wiary nie dał, że może istnieć taka hotentoterja w środku Europy w drugiej połowie XIX., stulecia.

Czeladź dworska znacznie wyżej stoi - umie i kopy obliczyć i korce, umie zakarbować - a dobry gumienny, dłuższy czas w służbie będący, to z karbowanych patyczków czyta jak z rejestru. Kilku znałem takich starych sług, którzy krescencję sześciotysięczną, złożoną z pięciu gatunków zboża, mieszczącą się w kilkunastu stertach po zwozie, z patyczków karbowanych dyktowali do raportu - są to jednak wyjątki; więc potrącają się z ogółu.

Chłop zna tylko najbliższe miasto, tylko ci co furmanką się trudnią, lub wojskowo służyli, "buwały w świti". - Wójt wie, że kraj nasz nazywa się Hałyczyna i że trzeba starosty słuchać a księdza szanować - poziom zaś jego wiedzy w ogóle jest bardzo niski.

Po wymarciu chłopów pańszczyźnianych, daje się coraz bardziej czuć brak specjalistów do robót gospodarczych. Nie ma już zdolnych siewaczy, kosarzy, zmłocków, czyniarzy, siekierników, sterników itd. Dawniej prawie w każdej wsi było dwóch, trzech mularzy, tyluż cieśli, którzy bardzo sprytnymi byli, węglarzy, cegielników - dziś tylko miejscami, gdzie ten zawód jest stałą zarobkowością, znaleźć ich można.

Jakie straty z tego nieuctwa wynikają, dość przytoczyć najświeższe przykłady. W jednym powiecie wypadło w r. 1876/7 budować sześć szkółek nowych. W trzech gminach, gdzie dzierżawią żydzi, pobudowano zwykłym sposobem z gliny te szkółki o przeciętnych kosztach 4.500 złr. za jeden budynek, który atoli zaraz po odebraniu od liweranta począł się walić. W trzech innych gminach, gdzie właściciele trochę się tą sprawą zajęli, stają budynki z cegły, murowane, i będą kosztować przeciętnie po 5.000 złr. Każda z tych pierwszych gmin straciła co najmniej po 2.500 na budynku - a ilu to gospodarzy się zadłużyło, a ile morgów pola sprzedano we wsi, by podołać tej konkurencji ?

Z moralnością i z religijnością może nawet gorzej jak z oświatą.

Po odebraniu nadzoru szkolnego od duszpasterzy, nauka religii przez długie lata była zupełnie zaniedbana po wsiach. Zaniedbanie to tak ze strony rz. kat. jak i gr. kat. kleru było tak wielkie, że dopiero skutkiem zażaleń kilku Rad powiatowych, wniesionych do obydwóch konsystorzy, wyszły metropolitalne okólniki nakazujące nauczania religii. Niechcę "sądzić by nie być sądzonym" - jeśliby zaś mnie się kto zapytał sub camera charitatis(1), tobym odpowiedział, ze większa połowa dziatwy nie umie "credo"(2) -a mniejsza "Pater noster."(3) Wprawdzie można by powiedzieć, ze to niepotrzebne są rzeczy - ja atoli żywię to głębokie przekonanie, że dla naszych włościan są to bardzo a bardzo potrzebne rzeczy.

Niech mnie szanowny kler daruje, lecz wedle moich spostrzeżeń coś tam brakuje "im Staate Dänemark". Wprawdzie dotacja kleru ruskiego szczupła, lecz to nie tłumaczy. Wielka część erekcjonalnych gruntów w rgkach żydowskich, co znów ciężarem przygniata gminy, które dziury dzierżawców zalepiać muszą; cmentarze służą za pastwisko bezrogom, cerkwie obdarte, bohomazami staremi przystrojone, a Ruś święta kroczy wolnym krokiem ku czci Światowida i Baby - czyli bałwanieje. Nie tak to dawniej bywało! Ta polityka, ta era nowa, to wysługiwanie się obcym Bogom, sprowadziło ten stan... czas już ostatni zwrócić się na drogę właściwą. Są wprawdzie wyjątki i to zacne, lecz to... wyjątki i to rzadkie.

Moralność wsiach upadła, miłość rodzicielska lub dziecięca to rzadkiem zjawiskiem - procesów i sporów co niemiara. Ojca znieważyć, matkę wybić, miedzę zaorać, zasiewy spaść - to rzeczą codzienną. Ojciec sprzedaje przyciśnięty biedą mórg pola, syn nie mogąc się oprzeć temu, wydziera ojcu z rąk część pieniędzy, tłumacząc, że to skryje, by było za co zapłacić "pohołowszczynu" po śmierci ojca.

Gdzież przyczyna złego? Otóż przyjdziemy i na to, obecnie zaznaczam, że nędza po największej części popycha do zbrodni chłop bowiem bardzo jest biedny i nędzny. Przygnieciony tak, że wyjścia ma, a nie mając ni oświaty, ni zasad, ni hartu duszy, musi z błędu kroczyć ku niemoralności, a ztąd krok ku zbrodni. Podnieśmy oświatę, dobrobyt, a lud ten mógłby przy wrodzonych swych zaletach, stać się wzorem ludu uczciwego i zasobnego. (...)

W Radzie gminnej brać udział parlamentarny jest mrzonką teoretyków. W chacie chłopskiej znajdą się gospodarze, radni lub nie radni, rozpoczyna Iwan, że jeho żinka na wodzie poznała kaczkę i nuż prawić historje o "kaczorze i kaczce", którą sąsiad ukradł, a która po kilkotygodniowej niebytności trafiła na ścieżkę do ogrodu, a z ogrodu na przyspę itd. Rozpoczyna się kłótnia i jeden drugiemu różne (nieubliżając sławetnym radnikom) złodziejstwa zarzuca, z których się okazuje, że rzadko który czysty! Na każdem posiedzeniu chłop prezentuje rozbity czerep alias głowę swoją, wójt wali po gębie aż odgłos idzie - i to się nazywa "Rada". Ciekawy jestem, czy który z panów redaktorów wytrzymał by sześć takich posiedzeń. (...)

Pijaństwo, złodziejstwo i lenistwo - są to wady aż nadto znane, lecz znajdują one tłumaczenie częściowe w pożywieniu i ubóstwie chłopa. Pijaństwo poczyna ustawać zwolna, coraz mniej tak zwanych pijaków koronnych we wsi, a natomiast coraz więcej tych którzy ślubowali wstrzemięźliwość od wódki. Propaganda wstrzemięźliwości przed dwoma laty prowadzona, niezłe wywarła skutki i szkoda tylko że ustała już zupełnie. Kler ruski w tym kierunku, acz chwilowo, więcej sobie zadał pracy jak kler polski, co z wszelkiem uznaniem podnieść należy. Co do lenistwa to trzeba widzieć, by mieć o tem pojęcie. Lenistwo ma się w stosunku równym do ubóstwa - im który biedniejszy tem bardziej leniwy - a im który zamożniej szy tem bardziej pracowity. Dobrobyt wpływa przeto na mnogość pracy, co zresztą jest bardzo naturalnem. Kwestja robotnika jest kwestją żywotną na wsi, a dotychczas przecież nie rozwiązaną. Środki drastyczne, doraźne, quasi przymusowe najlepiej skutkują. - Chłop bowiem szuka pana nad sobą, tak jak dla Niemców królewskość jest niezbędną, tak dla chłopa pan. Wstaje pan rano, wstaje ekonom, wstaje wieś cała; chcąc zatem wcześniejszą robotę wprowadzić, trzeba samemu najpierw być na nogach. Gdzie po folwarkach zaprowadzono ranne dzwonienie lub kałatanie do obroków, tam wedle tej kałatawki cała wieś się stosuje Wprawdzie lata trzeba na to pracować, jednak raz przełamane lenistwo, długi czas ma bardzo dobre następstwa. Najwięcej robotnika bywa w czasie ściągania kwartalnych podatków, gdy wójt już zapowie w gminie to przymusowe ściąganie, wtenczas zaczynają się ruszać i wyłazić z zapiecków, idąc na robotę.

Co do kradzieży, to śmiało rzec można, iż się nikt od niej nieustrzeże. Jeźli by sobie kto zadał pracy i chciał sądownie dochodzić tych spraw to w jednym roku pół wsi by oddał w ręce sprawiedliwości. Znam jeden folwark, który mając 26 wozów, rok rocznie w zimie kowalowi skarbowemu kazał robić 104 loników i 26 sworniów - z których do jesieni ani jednego nie było. Szkód polowych osobliwie z wiosną, mnogość wielka, lecz i te sprawy z pominięciem wszelkich ustaw doraźnie się załatwiają. W ogóle gospodarstwo wiejskie i pożycie na wsi ma to do siebie, że nikt się o żadne przepisy nie troszczy, takowych nie wykonuje i ma sobie za wielkie nieszczęście mieć cokolwiek bądź do czynienia z urzędami i sądami. Tylko w setnych wypadkach bywają procesa. Chłop woli by sprawa jego nawet krakowskim targiem w domu była załatwioną, niźli ma się ciągać po becyrkach, chociażby całą sprawę mógł wygrać.

A teraz przejdźmy do zalet.

Na pierwszym miejscu kładę konserwatyzm chłopski jako najgłówniejszą jego zaletę. Konserwatyzm ten tak jak z jednej strony opiera się zbawiennym częstokroć reformom, tak z strony drugiej jest zaporą wynarodowienia i wywłaszczenia. Od tylu set lat narażony ten obszar na najróżnorodniejsze najazdy wypleniania, zniszczenia, wynaradowiania - a mimo to charakter tej połaci pozostał niezmienny prawie, a w dodatku zasymilował znaczną ilość obcych żywiołów. Konserwatyzm chłopski wpływa na zamożną warstwę, na inteligencję, jednem słowem na wszystkich. "Jak buwało naj bude" albo "Toho u nas nebuwało" - na tem się kończy cała dyskusja. Chłop jest przywiązanym do swej chaty, do roli, do wsi, do pana, do księdza, jeśli ci ostatni się z gminą oswoją, i że tak rzeknę, do gminy się zastosują; w przeciwnym bowiem razie uważa ich jako "zawołoków." Chłop jest przywiązanym do wiary ojców, do praktyk religijnych, do obrzędów i do zwyczajów. Tem się tłumaczy, że np. najzdolniejsi niemieccy agronomowie nabywszy własność na Rusi, żadnej reformy agraryjnej mimo znacznych nakładów, przeprowadzić nie zdołali i wrócili do dawnego trybu gospodarstwa - lub chcąc przeforsować, z braku dochodu ustąpić musieli ze stratą.

Chłop jest gościnnym - a ta jego gościnność zwykle go rujnuje. Wesele, chrzest, pominki dają sposobność zaprosić wielką ilość kumów i sąsiadów, i ci się raczą dni kilka na koszt gospodarza.

Chłop się nie wyprze zaciągniętego długu - i ztąd proces z nim bardzo łatwy; przyzna bowiem i dług i procenta umówione i prawo zastawu; ba nawet wmówić w niego można i inne szkodliwe w sporze okoliczności.

Chłop śmierci się nie obawia - i spokojnie umiera. W powiecie czortkowskim pokąsał pies wściekły woły, woły się wściekły, a chłop w rozpaczy całował zdechające byki i zaszczepił w swym organizmie wściekliznę. W tydzień później dostaje napadu - związano go, przywołano lekarza, który po kilku napadach wścieklizny dał chłopowi lekarstwo... Chłop wypiwszy, prosił by mu rozwiązano ręce; albowiem czuł się bliskim skonu, gdyż go już ciśnie koło serca... to lekarstwo. Ręce mu rozwiązano, wstał, kazał sobie podać chustkę, uczesał się obtarł się - dziecko bał się ucałować by go nie zarazić, wydalił żonę z domu, ukląkł, modlił się długo, zrobił testament... i w tej chwili ducha wyzionął.




Przypisy:

(1) sub camera charitatis - łac. pod ochroną łaski
(2) credo - łac. wyznanie wiary
(3) Pater noster - łac. "Ojcze nasz"
(4) "im Staate Dänemark" - niem. "w państwie duńskim"