Wspomnienie o Kazimierzu Wodzickim
Dodane przez Remek dnia Września 03 2009 15:46:37
[źródło: "Warta: tygodnik poświecony nauce,rozrywce i wychowaniu". Rok XV. Nr 805 i 806. Poznań, dnia 15go i 22go Grudnia 1889.] Zachowano oryginalną pisownię.
Kazimiérz Wodzicki.
Dnia 23go Października 1889 r., odbył się w Olejowie obrząd żałobny i poważny pogrzebu ś. p. Kazimiérza Wodzickiego, świadczący o tém, iż głęboki żal pozostał w sercu ludzi wszystkich warstw społeczeństwa naszego i że nietylko włościanie zamieszkujący klucze, których właścicielem był Kazimiérz Wodzicki, szli ogromnym tłumem i z szczéremi łzami za trumną swojego opiekuna, dobrodzieja i doradzcy, że nietylko sąsiedzi i przyjaciele odprowadzali do grobu poważnego a jednak wesołego towarzysza, gotowego w każdéj chwili dopomódz radą i uczynkiem, ale że i najpoważniejsi ludzie w kraju przybyli uczcić ostatnią posługą męża, który wiele znaczył, a który był wielkim a szlachetnym przykładem w narodzie.
Sam prezes Koła polskiego uczcił zmarłego mową mianą nad grobem, w któréj się nie wahał powiedziéć, iż jest jego uczniem, iż od niego dowiadywał się o skutecznym sposobie spełniania obowiązków obywatelskich, i że on był jego przewodnikiem w piérwszych krokach, które stawiał na arenie publicznego życia.
Dziennikarstwo nasze uczuło także, w jednéj części swojéj przynajmniéj, iż ubył z pośrodka nas mąż poważny i znaczący, a jednak te pisma, które niedawno zmarłemu poświęciły wspomnienia poważne i sympatyczne, jakoś nie wiedziały, jakie to zasługi mają podnieść u męża, o którym wiedziały, że zasłużony; a inne się znalazły pisma, którym się wydawało, że dość będzie, gdy obojętną wzmiankę umieszczą o Kazimiérzu Wodzickim. Bo my dzisiaj mamy maniją polityczną, bo nam się dzisiaj zdaje, że o tém tylko warto wspominać, co się dzieje na krzykliwéj parlamentarnéj arenie, bo nie rozumiémy tego, że życie polityczne o tyle tylko warte, o ile umożliwia poważną, niepolityczną pracę; bierzemy cel za środek, mniemamy, że obrona życia ważniejsza od życia całego i gotowiśmy głośniéj uczcić tego, który całe życie miotał się politycznie szyjąc drugim buty i nie dopuszczając, aby kto inny zdobył sobie rzetelną zasługę, jak tego, który budował narodowi przyszłość bez hałasu, bez niepokoju, ale z prawdziwym skutkiem w granicach zakreślonych przez swoje zamiary.
Kazimiérz Wodzicki mówił mało, dobitnie, nie bez pewnéj przymieszki ironji albo emfazy, ale słowa jego bywały często pełne znaczenia. Otóż zwykł był mawiać, iż w kraju rólniczym jak nasz, przydałoby się, aby choć jeden człowiek był rólnikiem tylko, a niczém więcéj; przedewszytkiém nie politykiem, nie finansistą, nie dziennikarzem, ale rólnikiem, prostym rólnikiem. A takim człowiekiem chciał być Wodzicki. Praca jego była około pługa, a rozrywką jego była zabawa rólnikowi przystojna, bo zabawa z fuzyą w knieji.
W tém twierdzeniu Kazimiérza Wodzickiego, iż trzeba mieć w kraju choćby jednego rólnika i że go nie ma, był oczywiście paradoks. Miliony u nas zajmują się tylko wyłącznie rolą, a pomiędzy wykształconymi wielu nie szuka innego zajęcia; ale takiego rólnika, jakim był niebożczyk, darmo byś szukał w kraju, darmo w całéj Polsce a może byś go nie łatwo znalazł w chrześcijaństwie. Był to rólnik kompletny, idealny, i tak silnie był sobą, że jego działanie ściśle wiejskie i włościańskie promieniało nietylko na jego rodzinę, nietylko na chaty tych sąsiadów w siermiędze, pośród których spoczął na olejowskim cmentarzu, nietylko na powiat, kraj i Ojczyznę, ale, mówię to bez przesady i w ścisłém tego słowa znaczeniu, choć bardzo wielu ludzi w kraju naszym nie mało tém zadziwię, słowa tego rólnika idealnego z Olejowa wynikłe w sposób najprostszy i konieczny niemal z zajęć i zamiłowania polskiego szlachcica wiejskiego takiego, jak być powinien, a posiadającego potężną niezwykle indywidualność, doszły we wszystkie kończyny cywilizowanego świata i tam trwają.
Nieraz mi wpadło na myśl, że gdyby książę biskup warmiński zmartwychwstawszy szukał pośród dzisiejszego społeczeństwa naszego typu normalnego szlachcica polskiego, który byłby objął spadek po panu Podstolim, byłby zaszedł do Olejowa i byłby się zatrzymał przed śniadą i smukłą postacią, o czarnéj do niedawna brodzie, a przenikliwie żywym wzroku, suchą i pochyloną.
W domu wykonywał w pełni królewskość ojcowską w obec dzieci i sług z powagą, która się niektórym wydawała wyniosłością, ale z ojcowskiem wyrozumieniem potrzeb każdego domownika, któremu pomagał zawsze rozumnie, zdobywając sobie po jakimś czasie szczere przywiązanie i zupełne zaufanie każdego. Strzegł bacznie staropolskiego obyczaju i tak ducha jak litery wiary przodków. Włościan we wszystkich wsiach swojich znał osobiście, przyświecał im przykładem, wspiérał radą i czynem. Przez długi szereg lat był prezesem rady powiatowéj w Złoczowie i był podobno jednym z najlepszych. Nie należał do tych, którzy od razu serdecznością i jakąś siłą sympatyczną do siebie przyciągają, ale zmuszał do najgłębszego poważania wszystkich tych, którzy go spotykali.
Wjeżdżając z okolicznego stepa w Olejowszczyznę, wnet poznawał podróżny, iż wjeżdża w okolicę, w któréj ręka rozumu gospodarna i dobroczynna od wielu lat działa. Lepsze tu chaty, inne przy chatach sady, lud zamożniejszy, role staranniéj uprawne, a dworskie gospodarstwo wszędzie takie, jak w cywilizowanym świecie bywa. Słynna owczarnia, zawód poprawnych koni gospodarskich, wspaniała krowiarnia w Białogłowach, wszędzie budynki gospodarskie we wzorowym stanie świadczyły o niezmordowanéj pracy i niepospolitym rozumie administracyjnym.
Ale człowiek nie samą tylko pracą około chleba powszedniego żyje, żyje także chwałą bożą, o któréj Wodzicki pamiętał nieustannie, żyje także rozrywką godziwą, bez któréj wreszcie umysł zardzewieje, a serce stwardnieje. To téż Wodzicki umiał hetmanić w szlachetnéj zabawie, nie balom stołecznym, na których sadzą sie tylko ludzie na to, jakby mogli jedni drugich upokorzyć widokiem niezdrowego zbytku, nie grze w karty bezmyślnéj a gnuśnéj, ilekroć nie bywa zgubną, ale owéj rycerskiéj zabawie, w któréj przodkowie nasi w czasie pokoju szukali orzeźwienia ciała i odświeżenia umysłu: myśliwstwu.
Dniami całemi, tygodniami przewodził w knieji młodym i starym, panom i kmieciom, obcując z matką przyrodą, odrywając od zniewieściałych zawiści życia dzisiejszego, ucząc, jak można się bawić na wsi i w domu, jak można wieczorem dwór wiejski ożywić po całodziennéj zabawie ze zwiérzem. Nie o tém wspomnę, wiele dzików, rysiów, niedźwiedzi zabił Wodzicki, bo o to mniejsza, o tém wspominam tylko, iż umiał ludzi gromadzić przy godziwéj a dzielnéj zabawie, i o tém wspomnę, że to myśliwstwo było u niego myśliwstwem na prawdę, bo gdy chodził po lesie, myśl jego biegła po pniach i konarach, po zrębach i parowach, odgadując tajniki życia, które się kryje w gąszczy.
Nie na to tylko chodził Wodzicki po lesie, aby czas zabijać i strzelać celnie: przypatrywał się przyrodzie, badał ją, spowiadał. A potém ptak każdy, zwiérz każdy, obyczajem swojim przypominał mu ludzi i wśród ciszy leśnéj stawało przed jego okiem społeczeństwo całe i sądził je w spokoju, wsparty o strzelbę. W oczach miał przyrodę i cuda wielkie, które Bóg uczynił w przyrodzie, a w sercu miał zawsze Ojczyznę i cuda, które kiedyś w niéj Bóg uczyni.
A gdy powrócił do domu, gdy gości pożegnał. a znalazł chwilę przerwy pośród wielu zajęć olejowskich, szedł do pokoju swego i brał w rękę pióro, które przed dwomaset laty wypadło z rąk pana Jana Chryzostoma Paska, i pisał o tém co robił, co widział, co myślał, siedząc u siebie w Olejowie. Pisał, jak trzeba owce chować i prowadzić gospodarstwo z dobrym skutkiem, o tém, jak to bociany sejmują, jak się rządzą i sądzą, co orły robią, kiedy szybują po błękitném niebie, czemu to kukułka bywa zalotną i niewierną, jak to wróbel kocha do zbytki zapalczywić, a jak kruk kradnie mądrze i przebiegle, niezbyt wiele dbając o obmowę swachny sroki, a z tego wypływały daléj uwagi o tém, jak ludzie postępują u nas w Polsce, jacy mężowie a jakie żony, jak się u nas bliźniemu zajrzy, gdy nieco nad poziom wyrośnie, jakie plotki, jakie swary, jakie skargi i jakie modły słychać po staréj przodków naszych dziedzinie.
Kazimiérz Wodzicki gdy pisał, nie pisał ani jako uczony, ani jako literat z zawodu. Pisał, bo miał coś powiedziéć nieco głośniéj, tak, aby go słyszeli dalsi także, a nie ci tylko, którzy razem z nim w jednym przebywali domu, pisał skromnie, bez emfazy i afektacyi i przeto wielu z nas czytając, nie zdawało sobie sprawy z tego, jaką stałą i wielką wartość posiadały pisma Kazimiérza. Czytelnika bawiło wielce to co czytał. wzbudzało w nim myśl niejednę nową a zbawienną. Cieszyło poetycznym opisem przyrody a naturalnie i potoczystym tokiem słów i myśli, i zdawało się ciągle czytelnikowi, iż rozmawia z panem Wodzickim, i dla tego może nie jeden nie zrozumiał, że to Wodzicki tak pięknie pisze.
A już o tém zgoła mało kto u nas wiedział, iż Wodzicki jest znakomitym uczonym. Na to, aby się o tém dowiedziéć, trzeba zajrzéć do książki ornitologicznéj, pisanéj w obcym języku, i przekonać się, że najznakomitsi badacze Europy kapelusz zdejmowali z ruchem pełnym poważania, ilekroć im przyszło wspomniéć o spostrzeżeniach rólnika z Olejowa.
Tak jak nasze społeczeństwo całe w téj tu dzielnicy, gdzie polityka jest dozwoloną, zbyt wielką wagę przypisuje do politykowania, choćby bezcelowego, tak to samo społeczeństwo z przyczyn zresztą naturalnych zwraca uwagę na te tylko prace naukowe, które się tyczą dawnéj jego świetności albo przyczyn jej dzisiejszego upadku. Jedno uprawianie dziejów spotyka się u nas z powszechném społeczeństwa uznaniem. Rzekłem, że to rzecz naturalna, ale nie powiém, aby to była rzecz zbawienna. Większe zajęcie innemi naukami dawałoby nam realniejszy i trzeźwiejszy poglad na świat, umożliwiłoby nam bezpośredni udział w postępowém życiu ludzkości i zmusiłoby niechętnych nawet do tego, aby uznali w nas naród naprawdę ucywilizowany i aby uszanowali prawa dojrzałéj samodzielnéj cywilizacyi. A już jeźli co naturalném naukowém zajęciem ziemianina, to zoologija i botanika. O botanice nie wiém, ale w zoologiji daliśmy już trzykrotnie dowód, iż umiémy inaczéj i lepiéj podsłuchać tajemnice duszy zwierzęcéj jak mieszczańskie narody zachodu.
Piérwszy pan Jan Chryzostom Pasek rozmawiał ze zwiérzęty tak poufale, jakby z panami bracią, poźniéj, w naszym już wieku, żyli u nas tu pod Karpatami dwaj uczeni, którzy zadziwili narody ościenne darem badania życia zwierzęcego. Myśmy nie umieli ich cenić jak się należało, nie zanosiliśmy ich do panteonu narodowego, nie dość ufaliśmy ich nauce, skoro nie była suchą jak kompatura(? nieczyt.) niemiecka, skoro nie była dyplomowaną i odzianą w biret i togę, myśleliśmy, że ich zajęcia to tylko godziwe zabawki a jednak było inaczéj. Konstanty Pietruski, z mniejszym talentem pisarskim od Wodzickiego, potrafił odkryć tajnik życia zwiérząt, o których sąśdzono, że ich chyba nikt nie zbada. Tak się spoufalił z zwiérzem leśnym, iż borsuk był w obec niego tak otwartym, jak w obec innego borsuka, a niedźwiédź tak szczérym jak w obec innego niedźwiédzia. Zaglądał do nor zwiérząt drapieżnych i spędzał z niémi dnie i noce swoje; nie opisał kości i sierści zwierzęcéj, bo to i Niemiec także potrafi, ale opisał zwiérząt drapieżnych obyczaj domowy, a tego przed nim nie potrafił nikt.
Podobnież Wodzicki latał wraz z ptastwem niebieskiém, radził wraz z niém, sejmował wraz z niém, przypatrywał się, jak gniazda buduje, bywał ptaków i swatem i kumem, i zdobywał sobie w Europie w świecie uczonym powszechne uznanie, którego się u nas nikt prawie nie domyślał. Wiedzieliśmy o tém, iż Wodzicki przyjemnie pisze o ptakach, wiedzieliśmy, że darował akademji w Krakowie bogate ornitologiczne zbiory, lecz nie wiedzieliśmy, że jego pisane gawędy, które tak naturalnie wypływały z zajęć wiejskiego gospodarza i zawołanego łowca, były pomnikami nauki głębokiéj a oryginalnéj, nauki, któréj nowość i siła wynikły z naszego charakteru narodowego, raczéj skłonnego badać psychologiją, jak fizyjologię zwierzęcą, a zakochanego we wsi i we wiejskim wczasie. W wielu rzeczach był Wodzicki przykładem godnym naśladowania. Gospodarza, dziedzica, administratora winno naśladować bardzo wielu. Radbym, aby przyrodnika-wieśniaka naśladowało w każdém pokoleniu w Polsce choćby kilku, żeby go uczcili wszyscy.
Wojciech Dzieduszycki.