Problemy etniczne i narodowościowe na Podolu cz.3 Dodane przez Remek dnia Marca 29 2009 19:44:46
Bardzo dziękujemy Panu Zenonowi Tureckiemu za pomoc w dotarciu do tych materiałów
Dr Józef Gajek: Problemy etniczne i narodowościowe na Podolu. Odczyt zorganizowany w Tarnopolu staraniem Podolskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk. Tarnopol 1937. Odbitka z tygodnika "Głos Polski"
4. Wartość zjawisk etnograficznych w ocenie problemów narodowościowych.
Wprawdzie język każdego narodu, czy grup etnicznych jest tą cechą, która pozwala nam najwyraźniej różnicować, to jednak pamiętać należy, że jest on wyrazem pewnego zespołu kulturowego, jego wzlotów i upadków. Tylko w związku z treścią kultury może i powinien być rozpatrywany, oderwany od tego zespołu więdnie i traci swoją rację bytu. Aby zrozumieć i odcyfrować szereg zjawisk, takich jakie tu omawiamy, nie wystarczy opierać się na danych językowych, musi się przeanalizować kulturę środowiska, w którym język żyje. W tym wypadku chodzi mi o kulturę ludu polskiego na Podolu. W związku z tym formułuję następujące zagadnienie: jak przedstawia się kultura ludu polskiego na tym terytorium, skoro język, odbicie tej kultury, przechodzi obecnie okres kurczenia swego stanu posiadania. Omówienie całokształtu zjawisk kulturowych, a ściślej mówiąc etnograficznych, przejawiających się na Podolu, jest w ramach tego odczytu niemożliwe. Cały szereg szczególików interesujących tylko fachowca niewiele by Państwu powiedział. Prawdziwą analizę tych zjawisk podam dopiero w swojej pracy o Podolu, tutaj ograniczam się do nakreślenia konturów pewnych zjawisk i to tylko takich, które każdego przechodnia stykającego się z wsią i ludem muszą uderzać.
Zacznę od pieśni i muzyki, jest to dziedzina najbliższa zagadnieniom językowym, które przed chwilą poruszałem. Pieśń polska, która w pierwszej połowie XIX wieku odgrywała tak wielką rolę na Podolu, o czym świadczą zbiory Żegoty Pauli, Lubicza Czerwińskiego, obecnie przechodzi silny kryzys. Zasiąg jej kurczy się i coraz bardziej ginie. Nie spotkałem nigdzie zdarzenia, aby ludność ruska śpiewała pieśni polskie, a i na ustach ludności polskiej pojawia się rzadko. Wiele motywów pieśni szlachecko-ludowej zostało przetłumaczonych przez lud na język ruski i to w sposób taki, że trudno nieraz dopatrzeć się analogii. Jeszcze dziś różne dialogi w tak zwanych "wertepach", t. j. w obnośnych szopkach z ruchomymi figurkami, posiadają uderzające podobieństwa z szopkami zachodniej Małopolski. Liczni moi informatorowie jednomyślnie stwierdzali, istnienie jeszcze przed 50 laty tylko polskich tekstów szopkowych. Twierdzą oni, że wertep przetłumaczony został z języka polskiego. Obecnie w wsiach: Liczkowce, Trybuchowce, Pustołówka i innych, teksty wertepów są mieszaniną języka polskiego i ruskiego. W Mogielnicy 75-cio letni starzec obrządku greckokat., przyznający się do narodowości ruskiej, dyktował mi tekst w takim mieszanym języku. Sam zresztą po polsku mówić nie umiał. Oto dowód zasięgu kultury ludowej polskiej na Podolu, której zwyczaje i twórczość przejmowana była przez ludność ruską, Przykładów takich można by podać wiele.
W dzisiejszych czasach pieśń polska jedynie w niepełnych fragmentach znana jest ludności polskiej. W Olejowie, Opryłowcach, Ostapiu, Winiatyńcach, Jabłonowie, błąkają się jeszcze niedobitki polskich piosenek. Starsze babiny z reguły pamiętają pierwsze zdania ogólnopolskiej pieśni, pochodzenia szlacheckiego, a zaczynającej się od słów: Wezmę ja kontusz. Zaraz jednak na początku utykają, przy czym zamiast kontusz, który to wyraz jest już dla nich nie zrozumiały, śpiewają: kantusz, kostusz, a nawet i kostur. W Jabłonowie i Liczkowcach śpiewają i młode dziewczęta pieśń:
"Pod kaliną, pod zieloną, ułana zabito,
Jak zabito, tak zabito, murawą przykryto.
Żona jego młodziusieńka, z rana przychodziła,
Muraweczkę odkrywała - w usta całowała".
Zapewne w wielu innych okolicach Podola, przeze mnie nie badanych, ocalały inne polskie pieśni ludowe, ale w porównaniu ze stanem sprzed półwiecza mają one charakter szczątkowy.
Dla ścisłości dodać należy, że oprócz wszystkich czynników natury etniczno - narodowościowej, wpływa na to ogólna tendencja zanikania pieśni ludowej, przejawiająca się i w innych dzielnicach polskich. Wpływa na to miasto, przy czym i oddziaływanie radia nie jest bez znaczenia. Do wsi leżących bardzo nawet na uboczu, docierają sezonowe piosenki, szlagiery. Lud powiedziałbym odczuwa do pewnego stopnia jak gdyby wyższą wartość piosenkarstwa miejskiego, znajomość jego uważana bywa za dowód wyższej kultury, którą można otoczeniu swemu zaimponować. Jak dalece ten moment psychologicznej i socjalnej natury jest ważny świadczy fakt śpiewania takich "szlagierów" przez ludność ruską. Jest to bodaj jedyny wypadek, w którym język polski jest używany przez lud ruski na wewnętrzny użytek. W ten sposób przekonywamy się znowu, że to co ludowi ruskiemu imponuje, w tym wypadku miasto ze swoją kulturą, posiada siłę atrakcyjną, której nie mogą przełamać wszystkie wymienione czynniki wpływające na izolację. Nie należy przeceniać wartości tego zjawiska, wykazuje ono raczej słabość kultury ludowej polskiej.
Podobnie jak piosenka sezonowa, tak też oddziaływa współczesna pieśń żołnierska, śpiewana bez względu na narodowość przez młodzież męską na wsi. Jest to niezawodnie wyrazem junakerii młodzieńczej. Ośrodki kulturalne ukraińskie starają się na tym odcinku sparaliżować działanie tych piosenek, w tym celu podsuwa się przeróbki i tłumaczenia w języku ruskim. Ma to swoją wymowę natury czysto etnologicznej, powtarza się bowiem skądinąd znana historia rozpowszechniania się pewnych motywów na terytorium różnojęzykowym. Dodać muszę, że przy zmianie słowa zachowuje się melodię pieśni, w przeciwnym bowiem razie nowotwory nie przyjęłyby się. Nawiasem mówiąc taką samą historię posiadają ruskie kolędy bożonarodzeniowe.
Ruska pieśń ludowa, wraz ze swoistą melodyką, często i chętnie jest śpiewana przez lud polski. Wśród ludu ruskiego czynione są bardzo wielkie wysiłki, aby ją kultywować i na niej bazę wychowania narodowego oprzeć. Toteż inteligencja ratuje tę pieśń jak może przed zalewem fal miejskich.
Dla elementu polskiego nie jest korzystne, skoro wszystkie swoje przeżycia i stany uczuciowe wyraża przy pomocy pieśni w obcym języku, skoro pieśń ta towarzyszy dziecku od kolebki, musi w końcu wywrzeć swój wpływ. Są to jednak sprawy dobrze Państwu znane, chodzi tylko o docenienie ważkości zjawisk tego typu. Jednomyślne opinie inteligencji polskiej pracującej na wsi stwierdzają, że próby przeniesienia polskiej pieśni ludowej z zachodu na Podole, względnie zaszczepienie pieśni ogólnopolskich na podstawie śpiewniczków kompletnie zawodzą. Twórcy śpiewniczków są z jednej strony dobrymi muzykami, znają się na wychowaniu w środowisku miejskim, ale praw rozwojowych kultury ludowej, praw rządzących wsią nie znają, a liczyć tylko na wyczucie to rzecz zawodna.
Mnie osobiście relacje takie nie dziwiły, potwierdziły tylko teoretyczne prawidła dotyczące genezy pieśni ludowej. Musi być ona tworem życia wsi, a obce jej wtręty muszą ginąć.
Analiza tych zagadnień naprowadziła mię do innej dziedziny, mianowicie - muzyki. Stwierdziłem, że właściwa polska ludowa melodyka na terenie Podola nie istnieje, jeżeli bowiem słyszy się nawet teksty pieśni polskich, to melodyka jest ruska, o ile melodia polska nie została wprowadzona przez szkołę. Najkapitalniej odda sens tych zjawisk opis sceny, jakiej byłem świadkiem w jedną z skwarnych niedziel lipcowych.
W domu ludowym odbywała się akuratnie po nieszporach zabawa, udałem się więc tam z tamtejszym nauczycielem zaciekawiony swoistym obrazem. Na dużej sali skupiła się młodzież obojga płci, zostawiając tańczącym niewielki krąg miejsca. Jest to bardzo charakterystyczne, lud przyzwyczajony do szczupłych przestrzeni w izbie nie umie wyzyskać większych lokali. Tańczy tak i skupia się w ten sposób, jak gdyby się to odbywało w wiejskiej chacie. Skutkiem tego połowa sali była wolna. Po pewnym czasie rozpoczęła się zabawa na dobre, muzykanci, którym za każdy taniec płacono z osobna, rozpoczęli od polki. Jako tako z niezbyt wielkim zresztą temperamentem polkę odtańczono. Następnie na żądanie publiczności rozpoczęła się kołomyjka z przyśpiewkami i pohukiwaniami. Trzeba widzieć, z jakim temperamentem i przejęciem tańczono ten taniec; pary na przemian komponowały cięte kołomyjkowe przyśpiewki, rozumie się w języku ruskim, krótko mówiąc taniec trwał bez przerwy 2 i pół godziny. Tancerze zmieniali w locie tancerki, które z powodu 35-cio stopniowego upału po pewnym czasie dosłownie mdlały. Do zupełnego ochrypnięcia i wyczerpania się z sił tańczono, aż na wąskim skrawku pozostał tylko jeden tancerz już wpółprzytomny, podrygujący w takt muzyki. W czasie tego długiego tańca rozmyślałem mimo woli nad tym, dlaczego ten taniec z tą muzyką wtargnął tak niepodzielnie do polskiego domu ludowego. To co mówię nie jest wyrazem szowinistycznego punktu widzenia, tylko w ten sposób każdy socjolog czy etnograf musi sprawę postawić. Przyczyny są te same co i w języku i pieśni. Podjąłem rozmowę z towarzyszącym mi kierownikiem szkoły i ten zwierzył mi się, że wszelkie usiłowania wprowadzenia zmiany nie dają wyników. Dla przykładu polecił orkiestrze zagrać mazura i zachęcał młode pary do tańca, dodam nawiasem, że przeszło pół roku męczył się ów kierownik z wyuczeniem orkiestry i par. Tymczasem to co zobaczyłem miało charakter groteski. Jako komentarz do tego zjawiska opowiedział mi kilka spostrzeżeń ze swojej praktyki pedagogicznej. Pośród tych szczególnie jedna zastanowiła mnie. Stwierdził on, że przyjmowanie się tekstów pieśni polskich jest możliwe tylko w połączeniu z muzyką ruską.
W związku z zabawą, warto zwrócić uwagę na pewne formy towarzyskie, które obecnie normują się w związku ze wzrastającym nacjonalizmem. Stwierdzić należy, że przez ostatnich 20 lat w historii Podola powstały zupełnie odmienne warunki. Inny jest obecnie stosunek młodzieży obu narodowości do siebie, inaczej odnoszą się też ludzie starsi, chociaż i ich stosunki znacznie różnią się od obrazu z przed wojny światowej. Antagonizm wychodzi przede wszystkim od grup młodzieżowych, a starsi są wobec rosnącej fali bezsilni, bierni, lub zakłopotani. Młodzieżowe grupy doprowadzają przy pomocy presji moralnej do oziębienia się stosunków wśród pokolenia starszego. We wsiach gdzie element polski jest liczny z konieczności istnieją pewne formy towarzyskie, jak wymiana ukłonów, a właściwie pozdrowień, a nawet krótkie pogwary. Antagonizm między młodzieżą ważny jest dlatego, że doprowadza do zmniejszenia ilości małżeństw mieszanych, które powiedziałbym niekorzystniejsze są dla elementu polskiego, a mimo to inicjatywę w tym kierunku objawia młodzież ruska. Nie raz miałem możność stwierdzić, że moment polityczny wpływa bardzo boleśnie na losy dwojga młodych. We wsiach, w których element polski jest słabszy, a młodzież ze względu na małą liczebność nie jest w stanie urządzać zbiorowych zabaw, szczerbi się solidarność grupy i powoli dziewczyna względnie chłopak, ulegając urokowi zbiorowego życia, przechodzi do obcego środowiska. Takie przejście możliwe jest jedynie wtedy, gdy jednostka zgadza się na pewne warunki, których zresztą nikt nie dyktuje, jedynie sytuacja wytwarza. Zgoda na te warunki i oddziaływanie środowiska to etapy zatraty poczucia przynależności do grupy etnicznej. Powoli pojawia się u takich jednostek szereg cech, które zacierają różnice; do takich należy haft na koszuli u dziewcząt, ubieranie stroju ukraińskiego i t. p. We wsiach o przewadze żywiołu polskiego sprawa wygląda inaczej: ukraińska grupa młodzieżowa mimo swej szczupłej ilości, organizuje swoje życie towarzyskie i liczy na stałe poparcie wsi sąsiednich. Znowu zabawa jest próbą sił. W takich wypadkach nieraz z okolicznych wsi przychodzą goście w czwórkowym ordynku (Białokrynica)*. Takiej sprawności organizacyjnej wśród młodzieży polskiej nie spotkałem.
A więc i na odcinku życia towarzyskiego zarysowuje się świadomie przeprowadzona metoda izolacji. To co powiedziałem jest już tylko potwierdzeniem podkreśleń prasy ukraińskiej. Przyczyny więc izolacji nie leżą wyłącznie na wsi, albo przynajmniej w początkach swoich nie wynikały z układu sił i prądów nurtujących wieś. Obecnie aktualne tarcia i zwady pogłębiają ten proces. Na koniec dodam, że w stosunkach towarzyskich dziewczęta nie wykazują tej zaciekłości; łatwiej i chętniej się stykają, aniżeli chłopcy. Nie sposób przemilczeć, że u podłoża tego zjawiska grają znaczną rolę momenty psychologiczne, a szczególnie instynkt walki i rywalizacji, tak istotny wśród młodzieży męskiej.
Z kolei przechodzę do zjawisk z zakresu kultury materialnej. Szczególnie przystępne dla szerszego ogółu są obserwacje dotyczące stroju ludowego. Pominę zawilsze i bardziej szczegółowe momenty interesujące fachowca; zwrócę tu tylko uwagę na istnienie dwu typów strojów na Podolu. Na południu nosi lud długie do kolan koszule, wypuszczone na spodnie, przepasane szerokim charakterystycznym pasem. Taki sam strój jest właściwy ludności ruskiej z bardziej północnych krain. Podole i Wołyń rozszczepiają jakby klinem południe od północy. Na północy bowiem Podola, noszony jest strój inny, koszula wpuszczona jest w spodnie, a te ostatnie są albo długie de kostek i białe, albo czarne w białe paski, wpuszczane w buty. Tę ostatnią formę uważam za kompromis między strojem ruskim a ciemnym ubiorem mazurskim. Charakterystyczne kamizelki i krój bluz wykazują, że to strój pochodzenia polskiego. Niegdyś obszar ubrania z koszulą na wypust był większy, sięgał bardziej na północ. Sąsiedzi jednak z północy Polacy i Rusini zapewne, noszący strój polski, wyśmiewali się z takiego ubrania. Dziś jeszcze określają go pogardliwie "mamyna lola". Jest on uważany za oznakę niższej kultury. Na terytorium przejściowym młodsi już na ogół nie noszą takiego ubrania, ale wzorują się na północy, lub na ubiorze miejskim. Starzy jednak gospodarze nadał trzymają się starej formy. W kilku miejscowościach skutkiem specjalnej agitacji parobcy powrócili do wyśmiewanego stroju z koszulą na wypust, aby różnić się zewnętrznie od ludności polskiej.
Stosunek pogardliwy do starego, zanikającego ubrania świadczy o roli elementu polskiego na Podolu; widocznie kulturalnie przewyższał on element ruski, skoro jego odzienie uważane było za oznakę wyższej kultury. Obecnie, z jednej strony zaznacza się powrót ludności ruskiej do dawnej formy, a z drugiej nie zawsze lud zdaje sobie sprawę z pochodzenia swego stroju. Świadczy to o zanikaniu wpływów chłopa polskiego, o utracie dawnego stanowiska.
Tuż przed wojną światową strój ludowy na północnych połaciach Podola ulegał urbanizacji. Obecnie tendencja ta rozwija się nadal, ale tylko wśród ludności polskiej. Natomiast ludność ruska wraca do dawnych elementów ubioru ludowego, skutkiem czego łatwo we wsi na pierwszy rzut oka odróżnić Polaka od Rusina. Ten powrót do dawnego stroju, wywołany tendencjami izolacyjnymi, na terenach gdzie tradycja jego jest mglista posiada ciekawe formy. Tam bowiem pojawia się zwłaszcza w zakresie ubioru dziewcząt strój z Zadniestrza, z okolic Kołomyi i Stanisławowa. Powoli ubiór taki, przychodzący z południa na północ, nabiera charakteru narodowego, podobnie jak niegdyś w Polsce strój krakowski. Widzimy tu jak rodzi się nowe zjawisko promieniowania ubioru na dość znacznych przestrzeniach. Pozwala nam to stwierdzić, że element ruski na Podolu szuka kulturalnego oparcia się o Zadniestrze. Jest to kulturalne promieniowanie rasy dynarskiej, która zwartą masą zamieszkuje krainy na południe od Podola.
Jeszcze wyraźniej i dostępniej dla oka niefachowca przedstawia się sprawa haftowanych koszul. Przed 50 laty Podole było białe; tu i ówdzie tylko na północy, pod wpływem Wołynia, pojawiał się nikły haft na koszulach kolorowych, w kolorach czarno-czerwonych. Koszule codzienne, czerwone, robocze, żadnego haftu nie posiadały. Tylko na pobrzeżu Dniestru, między Seretem a Zbruczem, najstarsi ludzie pamiętają barwny i bogaty haft, pozostający pod wpływem Pokucia. W związku z tym haftem muszę zwrócić uwagę na nader znamienną zbieżność. Podniestrze zamieszkuje ludność, która na pierwszy rzut oka uderza nas swoją odmiennością, antropologia określa jej przynależność do rasy śródziemnomorskiej, co wiązałoby ją z wczesno - historycznymi ludami irańskimi, zamieszkującymi wtedy wybrzeże morza Czarnego. Prawdopodobnie grupa ta została tutaj zepchnięta przez ruchy plemion słowiańskich i zniszczała. Rzecz ciekawa, że haft tej grupy posiada olbrzymie podobieństwo do haftów ludów wschodnich, azjatyckich. Na tym przykładzie obserwujemy korelację zjawisk historycznych, rasowych i etnograficznych.
Wracam jednak do zasadniczego tematu i stwierdzam, że na terenach Podola, na którym przed półwieczem haft nie był znany, obecnie od lat około 20 pojawia się coraz częściej i to wyłącznie wśród ludności ruskiej. Nie przyjmują się tutaj formy haftu wschodnio-pokuckiego, ale haft z okolic między Kołomyją a Stanisławowem. Ludność polska haftu tego nie przyjęła i świadomie zresztą wyrugowała dawny nikły haft czerwony. W ten sposób haft na koszulach jest rodzajem manifestacji narodowościowej. Zjawisko to obserwowałem na całym terenie, a po raz pierwszy zwróciło moją uwagę w Tokach. W niedzielę, między cerkwią a kościołem, na bocznej drodze od cmentarza, po jednej stronie gromadzi się ludność obrządku greckokat., a po drugiej rzymskokat. Wymownie uderzają różnice, z jednej strony tylko kolor czarny i biały, z drugiej barwne hafty, kwieciste spódnice i wstążki kolorowe. W niedługim czasie ludność polska będzie się ubierała po "polsku", a ludność ruska przyjmie ubranie i koloryt z południa.
W związku z tym muszę zaznaczyć pewną ciekawą rywalizację w miejscowościach, gdzie element polski jest bardziej uświadomiony, dziewczęta wprowadza ją jakiś strój niby krakowski, własnej zresztą kompozycji, odmienny od ruskiego w kolorycie, ale zasadniczo wzorowany na nim. Nie dzieje się tak wszędzie, ale tam gdzie brak tego odruchu, dziewczęta bardzo często ulegają ukraińskiemu strojowi. W takich na przykład Liczkowcach ludność dokładnie rozróżnia w strojach dziewcząt krój "stary" od "ukraińskiego". Krój "stary" to zielone, granatowe staniki, niewiele sięgające poza pasek, krój "ukraiński" to długie, niemal kolan sięgające "bajbraki", sporządzone z czarnego lub czerwonego aksamitu, bogato haftowane i naszywane koralikami, względnie innymi ozdobami.
Innym takim zewnętrznym środkiem rozpoznawczym jest kolor ścian domów mieszkalnych. Dawniej na całym geograficznym Podolu bielono domy na biało, albo też miały one kolor gliny, względnie kombinowano oba rodzaje: dół domu gliniasty, a góra biała. Obecnie domy ludności polskiej zachowały wygląd poprzedni, ruskie zaś bielone są na niebiesko, a dół podmalowywany żółtą gliną. To zjawisko spotykałem w czasie swoich podróży na całym Pokuciu, nie jest więc ono typowe wyłącznie dla Podola. O malowaniu ścian w okresie przedwojennym nigdzie nie słyszałem, jedynie w okolicach Trembowli opowiadano mi o tym, ale w sposób mglisty. Ludność polska podobnie jak to się ma z haftami zdaje sobie na ogół sprawę z tych tendencyj ludności ruskiej i rzadko kiedy ulega nowej modzie.
Oprócz wymienionych zjawisk kulturowych natury etnograficznej mających wpływ na kształtowanie się życia historycznego, istnieją i takie, które już w przeszłości swoją rolę odegrały, a obecnie są czynnikami drugorzędnymi. Do takich zjawisk należy na przykład t. zw. "radło ramowate", które występuje na Podolu i zachodzie Polski, a brak go na innych terytoriach wschodnich. Prawdopodobnie i obecność stodół na Podolu to wpływ kultury rolniczej polskiej. Jeszcze dziś widoczna jest ekspansja stodoły na połacie południowe Podola. Tam rządzą we wsiach czysto ruskich sterta, stożek, klepisko pod gołym niebem, kosznica i małe spichlerze, właściwości zespołu ruskiej kultury. Świadczą one o większej pierwotności w porównaniu ze stodołą, która jest już syntezą tych elementów, a oprócz tego są dowodem wielkiego rozdrobnienia ziemi i ubóstwa. Wymienione przykłady świadczą wymownie o konieczności zwracania uwagi na takie zjawiska zdawałoby się obojętne dla procesów historycznych i socjalnych. Tymczasem przy ich tylko pomocy można odtworzyć obiektywnie stan prawdziwy, nie fałszowany poglądami subiektywnymi, dają one rękojmię, że się uniknie błędów.
Do pogranicza zagadnień etnograficznych i etnologicznych zaliczyłbym bardzo ciekawe zjawisko społeczne obserwowane w małych miasteczkach i wsiach, a polegające na przesuwaniu się grup zawodowych z środowiska polskiego do ruskiego. Okazuje się bowiem, że drobne rzemiosło, rękodzielnictwo w takim n. p. Olejowie, Sasowie, Koralowce, Jezierzanach, które od wieków dzierżyła w swoim ręku ludność polska, o czym świadczą księgi metrykalne, obecnie powoli przechodzi w ręce ludności ruskiej. Takie przemysły jak garncarstwo, kilimkarstwo, kowalstwo, stolarstwo, garbarstwo, młynarstwo, tkactwo i krawiectwo są na Podolu przeważnie pochodzenia polskiego. Jedynie przemysł drewniany w większości wypadków spoczywa w rękach ludności ruskiej. Zresztą z powodu braku drzewa, jest on w stanie szczątkowym. Wyroby drewniane docierają daleko na północ, rozwożone przez tak zwanych "Hucułów", a właściwie mieszkańców Pokucia. Na północnym bowiem Podolu każdy kto nosi koszulę na wypust otrzymuje pogardliwą nazwę "Hucuł". Dodać należy, że ludność podolska ruska trudni się raczej handlem, rozwożeniem wyrobów rękodzielniczych i w tej dziedzinie wykazuje wiele zdolności. Tak n. p. garnki wyrabiane przez Polaków w okolicach Uszni i Spikłosów rozwożą handlarze przeważnie Rusini i docierają do Brzeżan, Buczacza, daleko za Trembowlę. Na tych południowych krańcach konkurują z ceramiką pokucką. Wracani jednak do właściwego zagadnienia. Poprzednio stwierdziłem, że rzemiosła na Podolu są pochodzenia polskiego; świadczą o tym nazwy narzędzi odpowiadające nazwom na zachodzie Polski, następnie kształt analogiczny z zachodnim, no i po trzecie ten fakt, że rzemiosłem trudnią się prawie wyłącznie Polacy. W ostatnich jednak czasach cały ten dział zaczynają zagarniać środowiska ruskie. Chłop ruski bardzo chętnie wysyła swoje dzieci do terminu w małym miasteczku. Chłopak taki wraca z reguły na wieś i mając oparcie na swoich małych 2 do 3 morgach ziemi tworzy warsztat pracy. Oto pierwszy etap przesuwania się ludności z grupy rolniczej do drobnomieszczańskiej. Wiadomo ogólnie, że ten stan w całej Europie stanowił podstawę rozrostu nacjonalizmów i pęd do wypierania konkurencji na drodze ograniczeń politycznych. W bardzo wielu wypadkach stwierdziłem, że właśnie z tych sfer bez względu na narodowość rekrutuje się pierwsze pokolenie chłopskiej inteligencji mieszczańskiej. Kurczenie się elementu polskiego w tej rękodzielniczej warstwie społecznej jest podrywaniem się naturalnej podbudowy nacjonalizmu polskiego.
3.5. Zakończenie.
Przy omawianiu poruszonych zagadnień świadomie unikałem momentów politycznych i gospodarczych. Nie rozpatrywałem też roli elementów inteligenckich, świadomie wpływających na przebieg opisywanych procesów. Opis właśnie był tu celem samym dla siebie, ocenę zjawisk zostawiam samodzielnym wnioskom słuchaczy; normalnie każdy pracownik czy działacz, stykający się w terenie z całym szeregiem codziennych, bezpośrednio z życia wynikających spraw, w których sam bierze udział, nie dociera jednak do samego nurtu wypadków, do ich historycznego znaczenia. Takie sprawy jak ruch spółdzielczy, stosunek ludności do szkoły, oświaty, administracji, aktualnej polityki i spraw natury ekonomicznej dobrze są Państwu znane z praktycznego życia, w wąskich zaś ramach odczytu nie mógłbym wiele więcej powiedzieć. Nie ulega kwestii, że są to sprawy ważne, niejednokrotnie piekące; przyczyny jednak powodzeń i klęsk na tych odcinkach interesują nas tu o tyle, o ile wynikają ze stosunków etniczno-narodowościowych Podola. Z tych właśnie powodów ograniczam się w zakończeniu do ogólnych stwierdzeń uzupełniających poprzednie wywody.
Pierwsze i najważniejsze stwierdzenie dotyczy stanu faktycznego: skład ludnościowy Podola jest niemal w 50% polski, waha się od 15 do 92% w rozmaitych miejscowościach. Oprócz tego istnieje poważna masa zruszczałej ludności polskiej, której ilościowe ujęcie z powodu braku opracowań jest niemożliwe (różne czynniki celowo nie dopuszczają do ujęcia tego problemu). Ludność mająca poczucie narodowościowe polskie oraz ludność zruszczała, pod względem antropologicznym odpowiada składowi Mazurów nadwiślańskich. Przynieśli oni na Podole wyższe formy gospodarki rolnej, oraz typ budownictwa dwuizbowo-symetrycznego.
Następny fakt rzuca jeszcze bardziej charakterystyczne światło na stosunki podolskie: praca elementu polskiego inteligenckiego ogranicza się wyłącznie do utrzymania stanu posiadania. W ten sposób przeciwstawia się intensywnemu procesowi rusyfikacyjnemu z wynikiem zaledwie nikłym.
Ruch spółdzielczy jako próba zorganizowania elementu polskiego na płaszczyźnie gospodarczej cechuje brak jednolitości poczynań, co wobec zwartej i celowej spółdzielczości ruskiej, pozostawia wiele do życzenia. Spółdzielczość używana jest częstokroć jako pole rozgrywek politycznych w skali ogólnopolskiej. Aktywność chłopa polskiego w ruchu spółdzielczym jest prawie żadna. (Nie biorę pod uwagę nielicznych kilku wypadków.)
Środowisko polskie w odróżnieniu od ruskiego jest pozbawione rodzimej inteligencji. Młodzież polska wychodząca ze wsi wyjątkowo tylko wraca tu do pracy na swój teren; w mieście znajduje zaspokojenie swych potrzeb życiowych, młodzież ruska pochodzenia wiejskiego z trudnością znachodzi możliwości zrealizowania swych planów życiowych w mieście, wraca do swego środowiska i staje się niebezpiecznym konkurentem na odcinkach gospodarczych i oświatowych. W większości wypadków ideowa wartość tego elementu nie ulega wątpliwości, podstawą zaś psychologiczną ich działania jest negatywny stosunek do otaczających form życia, form które wytrąciły ją z odpowiedniego dla inteligenta środowiska.
Tak chłop polski jak i ruski na Podolu mają jednakowo ciężkie warunki ekonomiczne; chłop ruski swoje niezadowolenie ze stanu gospodarki rozładowuje na płaszczyźnie ideowej, to jest w tendencjach nacjonalistycznych. W odróżnieniu od chłopa polskiego posiada bardzo wyraziste i konkretne cele, wokół których się organizuje. Chłop polski nie posiada tak konkretnej platformy Ideowej; wszystkim poczynaniom towarzyszy mglistość koncepcyj, która do chłopa nie trafia, pozostaje częstokroć jako osad niezadowolenie bez możliwości rozładowania.
Tak zwana kolonizacja "witosowska" zawiodła tu w całej linii, fala kolonistów odpłynęła niemal w 85%, wzbudziła natomiast wśród ludności polskiej i ruskiej wiele niezadowolenia. Polacy na równi z Rusinami obelżywie nazywają kolonistów "Mazury". Nie pomyślano na czasie o rozbudowaniu drobnych gospodarstw ludności polskiej. To dowód, że przy przebudowie agrarnej decydujące znaczenia dla polskości posiada nie ilość gospodarstw, ale ich jakość.
Oto garść refleksyj i wniosków jakie nasuwają mi się po przeprowadzeniu badań na terenie Podola, a właściwie mówiąc na terenie wsi podolskiej. Szczegółowe opracowanie wyników będzie przedmiotem osobnej rozprawy, w wykładzie tym miałem zamiar tylko rzucić snop światła na zaznaczone w tytule zagadnienia.
Od administratorów portalu "Olejów na Podolu":
(*) - Wzmianka o wsi Białokrynica w tekście dotyczy miejscowości o tej nazwie w powiecie podhajeckim, koło Rohatyna, gdzie autor prowadził badania, nie zaś naszej Białokiernicy koło Olejowa.