Problemy etniczne i narodowościowe na Podolu cz.2
Dodane przez Remek dnia Marca 25 2009 22:33:23
Bardzo dziękujemy Panu Zenonowi Tureckiemu za pomoc w dotarciu do tych materiałów

Dr Józef Gajek: Problemy etniczne i narodowościowe na Podolu. Odczyt zorganizowany w Tarnopolu staraniem Podolskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk. Tarnopol 1937. Odbitka z tygodnika "Głos Polski"



3. Zagadnienia narodowościowe w świetle życia języka.


W teoretycznych dociekaniach nad definicją narodu stale na plan pierwszy wysuwa się zagadnienie języka. Na kresach wschodnich, a także i zachodnich utarło się przekonanie, że nie tyle język, ile obrządek, względnie wyznanie odegrało decydującą rolę w walce z zakusami germanizacyjnymi i rusyfikacją. Istotnie się tak ułożyło, że czynnik ten odegrał znaczną rolę. Należy tu jednak postawić zagadnienie inaczej; co jest istotniejsze? co silniej wiąże jednostkę z jej grupą etniczną, przynależnością narodową, forma religijna czy język? Rozpatrywanie tego zagadnienia na tle porównawczym wskazuje na większą rolę języka w tych procesach. Na Podolu nie spotkałem nigdzie wypadku zniszczenia jakiejś rodziny, którejby językiem domowym był język polski, bodaj chociaż w uroczystych tylko obrzędowych chwilach. Natomiast jakże liczne są wypadki, a nawet już nie wypadki, ale zjawiska o charakterze zbiorowym, polegające na utracie poczucia narodowościowego przy równoczesnej utracie języka, a zachowaniu obrządku. Bogaty materiał językowy dowodnie wskazuje, że proces zatraty poczucia narodowościowego odbywa się na etapach kurczenia się języka. Analiza nagromadzonego w czasie moich badań materiału z terenu wykazuje, że wpierw zacierają się odrębności z zakresu wierzeń i zwyczajów, a później z zakresu kultury materialnej. Nie jest to zatrata poszczególnych elementów kultury, ale wzajemna wymiana, która na terenie jednej lub kilku okolicznych wsi doprowadza do tego, że na pierwszy rzut oka trudno orzec co jest właściwe kulturze ruskiej, a co polskiej. Zatarcie różnic powoduje powstawanie indyferentyzmu narodowościowego.

Po tym zrównaniu rozpoczyna się osłabianie języka, który etapami kurczy swój zasiąg i traci żywotność. Wpierw, co łatwo można zaobserwować, osłabia się znaczenie społeczne języka, jest on używany wyłącznie w obrębie rodziny. Zjawisko to dotyczy wyłącznie ludności polskiej i języka polskiego; odwrotnych procesów nigdzie nie spotkałem. Rzecz ciekawa, że we wsiach nawet o wyrobionym poczuciu narodowościowym język polski jest niejako językiem prywatnym.

Drugi etap to dalsze ograniczanie używalności języka. Na codzień w domu używa się języka ruskiego, a tylko w chwilach wyjątkowo ważnych, w chwilach obrzędowych, język polski wraca do swoich praw. Ta faza jest najniebezpieczniejsza dla języka; staje się on poniekąd martwy, nie rozwija się i przy jego pomocy nie jest lud zdolny wyrażać wszystkich żywszych przeżyć i uczuć. Nie powstają nowe wyrazy, a więc ilekroć razy życie stwarza nowe okazje i sytuacje, ludność polska przyjmuje nomenklaturę obcego językowo otoczenia. W czasie badań spotykałem to zjawisko bardzo często, zwłaszcza w czasie zbierania materiałów do literatury ludowej i kultury społecznej, miałem sposobność obserwować jak moi informatorzy Polacy, i to co ciekawsze o wyrobionym poczuciu narodowym, w niebywały sposób męczyli się, gdy przychodziło im opowiadać, cytować w języku polskim. Barwne opowiadania, cięte dowcipy, których na wsi nie brak, utwory o treści skądinąd poetycznej, jak legendy, bajki, w ustach ich traciły barwność i sens. W momencie dopiero gdy nieznacznie przechodziłem w obcowaniu z moimi informatorami na ton poufały, serdeczny, zatracał się dystans dzielący nas, a moi rozmówcy coraz częściej przechodzili na język ruski. Odtąd rozpoczynała się barwna gawęda, pełna jędrnych i trafnych określeń, tu i ówdzie tylko przeplatana polskimi zwrotami. Język polski tętni życiem tylko w chwilach uroczystych, w czasie wesela, starosta wygłasza swoje przemówienie w języku polskim, w takim języku udzielają błogosławieństwa rodzice, a bracia przeprowadzają żartobliwy przetarg również po polsku. W czasie wigilii obrzędowym językiem jest polski, szczególnie wstępna oracja głowy domu odbywa się zawsze w tym języku, także modli się, przysięga i przeklina lud polski w języku polskim. Na próbę prowokowałem moich rozmówców do stwierdzenia ich prawdomówności przysięgą. Mimo, że rozmawialiśmy po rusku, bo tak byłem nieraz zmuszony, przysięga padała w języku polskim. Dwie sąsiadki, względnie dwóch sąsiadów, kłócący się w soczystych, a dosadnych słowach poprzez miedzę czy płot, mimo utrzymywania rozmowy w języku ruskim, miotali przekleństwa w języku ojczystym, co nie pozbawione jest z punktu widzenia psychologii języka pewnej pikanterii.

Trzeci, końcowy etap, to już nie tylko przyjmowanie obcych wyrazów i ograniczanie używalności, ale naginanie własnej mowy do praw fonetyki i fleksji obcej, do praw w tym wypadku języka ruskiego. Szczególnie jest to widoczne w akcentuacji nie odpowiadającej prawom języka polskiego. Na koniec należy zauważyć, że nastąpiły wzajemne infiltracje, t. j. wzajemne przenikanie się obu języków. Ot dla przykładu podam taki typowy wyraz, o który inteligencja ukraińska toczy boje; w całych połaciach północnych mojej wędrówki ludność ruska używa wyrazu "dzisiaj" zamiast "nyni". Nagminnie występują pomieszania polskich i ruskich nazw narzędzi, części wozu, pługa, domu, stroju i t. p. Ludność podaje podwójną nomenklaturę n. p. sirak i opończa, chłop na zapytanie, skąd się biorą aż dwie nazwy, odpowiada, że jedna jest polska a druga ruska, określić już jednak nie potrafi, która jest polska, a która ruska; przyciskany do muru odpowiada na chybi trafi, a ponieważ do wyboru ma dwie możliwości, raz trafia, drugi raz nie. Nie twierdzę jednak, aby tak było z reguły we wszystkich wypadkach. Szczególne zamieszanie powstaje wtedy, gdy ma się do czynienia z jakimś narzędziem starym, właściwym kulturze "mazurskiej", które wyparło pokrewne inne narzędzia. Tak n. p. ma się sprawa z nazwą radła. Wtedy chaos jest ogólny, co wieś to inne określenia i nigdy nie wiadomo co przy pomocy tego wyrazu chce lud określić. Nie ulega żadnej wątpliwości, że i zjawiska fonetyczne właściwe językowi polskiemu wpływają niejednokrotnie na fonetykę ruską. Rzecz charakterystyczna, że w takich n. p. okolicach jak Czernielów Mazowiecki, Chodaczków, Maksymówka i w innych chłopi ruscy przy używaniu pewnych wyrazów całkiem dokładnie mazurzą. Dokładna analiza tego materiału czeka dopiero na opracowanie przez językoznawców.

Po zatracie, a raczej zniekształceniu języka, zaczyna się zrywać poczucie etnicznej przynależności Polaków. Jakiś czas jeszcze obrządek trzyma formalnie jednostkę we wspólnej więzi, potem i to z okazji jakichś poważniejszych przeżyć pryska.

Język polski posiada na Podolu, jak już wyżej zaznaczyłem, charakter odświętny, hieratyczny, a także i urzędowy. Językiem tym posługuje się ludność w zetknięciu z władzami, inteligencją miejską, w kościele, a małe dzieci jeszcze w szkole i to tylko na lekcjach języka polskiego; w domu, na przerwach i pastwiskach, przy zabawie i pracy mówią dzieci stale po rusku. Cały szereg zabaw ludowych z przyśpiewkami toczy się w języku ruskim. Pewnie, że są wyjątki, że tu i ówdzie usłyszeć można język polski stale używany, ale w stosunku do obszaru i w stosunku do ilości ludności polskiej mam prawo zjawiska te nazywać wyjątkowymi. Na etapie 150 wsi, wśród których 44 zbadałem względnie dokładnie, zaledwie w 7 wypadkach stwierdziłem dodatni potencjał języka polskiego. Ten fakt pozwala mi właśnie taki stan rzeczy uważać za wyjątkowy. Naturalnie, że w pobliżu samego Tarnopola i w okolicach bardziej uprzemysłowionych lub też takich, gdzie stacjonowane są większe jednostki wojskowe język polski reprezentuje się jako pewna siła atrakcyjna. Uwagi moje, muszę to bardzo mocno podkreślić, nie odnoszą się do środowisk miejskich, tam bowiem sytuacja jest wręcz odwrotna. Język polski słyszy się powszechnie, a ruski kurczy się do używalności domowej, to jest znowu ogólne stwierdzenie, które konkretne odmienne wypadki raczej potwierdzają. Im dalej jednak od centr miejsko-przemysłowo-handlowych tym bardziej siła i odporność języka polskiego maleje. Nawet w dworach, na plebaniach, służba na ogół polska porozumiewa się po rusku. Jeśli te ośrodki nie potrafią zmienić stanu faktycznego, uczynić język polski potocznym, to trudno żądać i od szkoły owocności. Taki czynnik zewnętrzny jak szkoły nie mogą przeciwstawić się procesom o wiele głębiej sięgającym.

W czasie podróży przeprowadziłem takie porównanie: Pomorze i Podole, dwie najbardziej odległe od siebie dzielnice Polski. Pomorze w okresie przedwojennym znajdowało się u kresu wytrzymałości przed naporem germanizacyjnym. Urzędowy język niemiecki znany był w 100 % całej ludności. Ludność była dwujęzyczna, ogólnopolski język znany był wyjątkowo, posługiwano się bowiem gwarą kaszubską, którą - nawiasem mówiąc - uważano za coś gorszego od niemczyzny. Potwierdzają to wszystkie dane statystyczne i badania przedwojenne, potwierdza to samo ludność. W roku 1933, gdy przeprowadzałem na tamtejszym terenie badania, mogłem stwierdzić, że młodzież około 20 letnia nie umie już mówić po niemiecku, natomiast język ogólnopolski stał się powszechny. Widocznie szkole na pomoc przyszły inne czynniki i one zadecydowały o skutecznej rewindykacji języka polskiego w terenie. Ten sam okres czasu na terenie Podola wyników podobnych nie dał. Należy więc szukać przyczyn poza szkołą.

Formułowałem już niejednokrotnie rozmaite na ten temat hipotezy. Chwytałem się starych metod i teoryj etnologicznych, które twierdzą, że w pewnych warunkach powstają zjawiska degeneratywne cofania się jakiejś grupy czy kultury wstecz. Sądziłem, że język ruski swoją młodością kulturalną wchłania teren języka polskiego. Sądy moje jednak łatwo zachwiały się, skoro zetknąłem się ze studiami z pogranicza rumuńsko ruskiego. Tam rzecz ciekawa język rumuński, a więc romański, tak szalenie różny od słowiańskich, wchłania teren języka ruskiego. Mimo woli nasuwają się tutaj analogie, ale przyczyny tak różnych dwu zjawisk trudno jest ustalić. Możliwe, że na terenie rumuńskim jest to uwarunkowane faktem składu rasowego ludności niskiej. Niewątpliwie kultura ruska tamtejszego pogranicza bardzo jest zbliżona do wołoskiej, a więc stanowi wygodny pomost dla penetracji języka rumuńskiego. Ale przecież na dobrą sprawę i na Podolu znalazłoby się wiele czynników łączących, a jednak zjawiska mają przebieg odmienny.

Próbowałem przeto wywiedzieć się jaka jest opinia ludu, samego chłopa podolskiego o tej sprawie. Ci ostatni twierdzili, że Polacy na wsi lubią popisywać się językiem ruskim, inni znowu dodawali, że chcą się przypodobać, ale na ogół odpowiedzi są niejasne. Zapytywani o to rozmówcy Polacy, czuli się zakłopotani, tarli czoło, drapali się za uchem, a inni powiadali: "łatwiej mi się mówi". Dowcipniejsi mówili: "Język polski szanujemy i, aby się nie zniszczył, używamy go tylko od święta; ruskim mówimy na codzień, aby się starł i zniszczył". Jedyny poważny sens, to stwierdzenie, że język polski jest od święta.

Wśród licznych odpowiedzi nie brak i takich, które rzucają bardzo ciekawe światło na to całe zagadnienie. Chłop polski nie nazywa swego języka codziennego ruskim, ale mówi "po chłopsku", określa go jako język "prosty", język polski zaś określają jako "pański" w znaczeniu z dworu, albo z miasta, co należy uważać za produkt nowszych stosunków społecznych. Czai się za tym cień stosunków socjalnych dawnych, a nawet i dzisiejszych. Przemawia za tym określanie tego języka jako "miastowego"; miasto bowiem w opinii ludu to ciąg dalszy staroszlachetczyzny. Każdy z miasta w języku chłopa to "pan", a człowiek wsiowy to chłop w szlachetnym tego słowa znaczeniu. Sądzę, że w zagadnieniach socjalnych tkwią zasadnicze przyczyny kurczenia się języka polskiego na Podolu. Na dowód tej tezy przytoczę następujące fakty. Z początkiem XX wieku w okresie wielkich strajków rolnych na Podolu, chłopi całkiem świadomie unikali polskich pieśni ludowych, których geneza, jak to wiadomo ze studiów St. Bystronia, w wielu wypadkach jest pochodzenia szlacheckiego. Doszedłem do tego w ten sposób, że do programu moich pytań w każdej wsi należało takie sformułowanie: od kiedy ta lub tamta pieśń przestała być śpiewana? ten a ten zwyczaj po polsku odprawiany? Starzy ludzie wiejscy dobrą mają pamięć, oni to określali, że od czasu strajków rolnych. Z tego okresu zacytuję pieśń haiłkową: niezwykle ciekawą ze względu na łączenie polskości z dworem.

"Tam na hori żółta blacha,
Ne bijte sia lude pana Lacha,
Ani Lacha, ani pana,
Bo pańszczyzna skasowana".


Jeszcze dzisiaj na weselach spotyka się starostów, którzy zaczynają swoją mowę od słów: "Deś tu jest panny młodej rodzony brat, Deś tu jest panny młodej rodzona siostra". Oracja zwykle kończyła się wzniesieniem okrzyku: "Wiwat". Przed 30 przeszło laty orację taką wygłaszano po polsku także na weselach ruskich w okolicach Liczkowiec i Trybuchowiec. Obecnie Rusini wygłaszają to przemówienie wyłącznie w języku ruskim.

Przytoczone przykłady i wnioski odnoszące się do strony językowej Podola, to drugi problem, nie mniej ważny od zagadnienia wyznania, a może nawet i decydujący.




poprzednia
część

 

 

Józef Gajek:
Problemy etniczne i narodowościowe na Podolu

 

 

następna
część