Smutne losy bzowickich emigrantów w Brazylii
Dodane przez Remek dnia Listopada 01 2017 09:16:45
[źródło: Przegląd Emigracyjny. Dwutygodnik ekonomiczno-społeczny. Organ Polskiego Towarzystwa Handlowo-geograficznego. Rok III. Nr. 9. We Lwowie, dnia 1. maja 1894. Zachowano oryginalną pisownię]


Losy naszych wychodźców.

Matwij Kościuk, liczący 43 lat, żonaty, ojciec dwojga dzieci, gospodarz w Bzowicy powiatu złoczowskiego, sprzedał swoją realność Tomaszowi Czop za 265 zł a. w. Nowonabywcy obecność dawnego właściciela we wsi widocznie musiała być niemiła, skoro go począł namawiać, aby się udał do Brazylii, gdzie darmo otrzyma tyle ziemi, ile tylko zechce. Już to niezadowolenie jest udziałem rodzaju ludzkiego, stąd też nic dziwnego, ze człowiek który nibyto ma wszelkie dane do nazywania się szczęśliwym i zadowolonym, jeszcze czegoś pragnie, jeszcze się za czemś ogląda. Prócz Matwija Kościuka i inni gospodarze z Bzowicy, jakkolwiek ci mieli się niezgorzej, postanowili szukać pełnego szczęścia w błogosławionej krainie brazylijskiej, dokąd ich nadzieja posiadania olbrzymich obszarów ziemi szczególniej pociągała. Tak więc M. Kościuk znalazł towarzyszy w wychodztwie, w osobie: Józefa Kurobija, około 46 lat liczącego, ojca trojga dzieci, który gospodarstwo swe sprzedał za 500 zł. a. w., Michała Kurobija, liczącego 44 lat, również żonatego i ojca trojga dzieci, który gospodarstwo swe sprzedał za 700 zł. a. w., Pasiewicza, liczącego 43 lat, żonatego, ojca pięciorga dzieci, który gospodarstwo swe sprzedał również za 700 zł. a. w., a do tych przyłączył się jeszcze Zwarycz, stanu wolnego z Bogdanówki.

Całe to towarzystwo liczące 22 osób, opuściło Bzowicę na dniu 5. sierpnia 1891 r. w nocy, udając się na stacyą kolei, Młynowce-Zborów, skąd pociągiem przyjechało do Złoczowa. Tu kobiety z dziećmi zatrzymały się w karczmie niedaleko dworca kolei, mężczyźni zaś udali się do c. k. Starostwa z prośbą o paszporty.

- W Brazylii teraz bieda, nie macie tam co robić a więc nie dostaniecie paszportów - taką odpowiedź otrzymali w c. k. starostwie. Po trzydniowym pobycie opuścili wszyscy Złoczów, udając się do Lwowa, Wysiedli na Podzamczu, skąd dorożkami zajechali na główny dworzec. Ponieważ Kościuk nie miał drobnych pieniędzy, skoczył do miasta celem zmieniania. Gdy zaś wrócił, nie zastał już swoich towarzyszy, gdyż ci przed chwilą odjechali. Najbliższym pociągiem mieszanym, wyjechał wraz z swą familią za nimi do Krakowa. Tu ich jednak nie zastał; odjechali. Z Krakowa puścił się pociągiem pospiesznym do Wiednia, gdzie niedaleko dworca kolei zdybał swoich towarzyszów, przy których uwijał się już jakiś agent, mówiący po polsku i namawiał ich, by się udali do Ameryki północnej. - A ile będzie ta podróż kosztowała? - zapytał jeden z wychodźców. - 70 zł. od osoby - odpowiedział agent. Na to oświadczyli mu wychodźcy, że pieniędzy nie mają, a więc o podróży tej nie ma mowy. Po pewnym namyśle, zdecydował się agent wyprawić ich bezpłatnie, wychodźcy jednak z dobrodziejstwa tego nie chcieli korzystać, gdyż postanowili jechać do Brazylii. Agent, widząc, że upartych chłopów nie namówi, opuścił ich.

We Wiedniu bawili wychodźcy nasi przez całe dwa tygodni, mieszkając w hotelu, gdzie płacili za mieszkanie dziennie 1 zł 50 ct. a. w. od familii.

Nieporadni wychodźcy, nie umiejąc języka niemieckiego, nie mogli zaciągnąć potrzebnych informacyi, byliby więc pobyt swój w Wiedniu niezawodnie przedłużyli, gdyby nie przypadek, który im zesłał w kłopocie wybawiciela, a był nim jakiś uczynny galicyanin, który wskazał wychodźcom dworzec, skąd mogą jechać do Hamburga, i pomógł im kupić bilety jazdy.

Przyjechali do Hamburga. Skoro tylko weszli na dworzec, przyczepił się do nich agent i oświadczył, że za trzy dni dopiero będą mogli odjechać do Brazylii, tymczasem on ich zaprowadzi do hotelu, gdzie jest więcej Austryaków (!) Za trzy dni pobytu w tym hotelu, zapłacili wychodźcy 45 zł. a. w. Na koszt rządu brazylijskiego wyjechali z Hamburga i po trzytygodniowej podróży parowcem, wylądowali w Rio Janeiro. Po siedmiodniowym wypoczynku w barakach emigracyjnych, odesłano ich parowcem do Paranagua, i znów umieszczono w barakach emigracyjnych... Otrzymywali tu oni dostateczne pożywienie: ryż, mięso, fasolę, suchary. Tu spędzili bezczynnie całe pięć tygodni. W barakach tych było około 800 familii narodowości polskiej, i paręset Włochów. Polacy wszyscy prosili o umieszczenie ich w koloniach w pobliżu Kurytyby, tłómacz rządowy oświadczył im jednak, że tam już wszystkie kolonie zajęte, niech więc się osiedlają w Paranagua, dokąd wprawdzie Włosi, Hiszpanie i Portugalczycy chętnie spieszyli. Trzy familie a mianowicie: Michała Kurobija, Józefa Kurobija i Matwija Kościuka zdecydowały się w końcu osiąść w: Paranagua i tych tam rząd wozami kazał odesłać.

Smutek dziwny ogarnął wychodźców, gdy się ujrzeli osamotnieni w baraku wśród dzikiego lasu. Pierwszego zaraz dnia zmarł tu Józefowi Kurobijowi 10-letni syn. Wychodźcy wzięli to za zapowiedź gorszych jeszcze następstw, to też, nie namyślając się długo, po trzech dniach, powrócili do baraków emigracyjnych w Paranagua, które jest miastem portowem. Baraki jednak były próżne, wszyscy bowiem wychodźcy z Polski, a było ich około 1.000 familii, postanowili powrócić nazad do kraju. Pieszo więc, przez góry, lasy i rzeki ruszyli i dostali się do Santos, które jest również miastem portowem, przemocą wdarli się na okręt, który właśnie przywiózł z Europy nowych wychodźców, i zagrozili życiem kapitanowi, skoroby ich nie odwiózł do Europy. Kapitan odwiózł ich do Rio Janeiro, do baraków emigracyjnych, gdy jednak wychodźcy groźną zajęli postawę i żaden z nich okrętu nie chciał opuszczać, kapitan wezwał pomocy wojska. Wkrótce też, małym statkiem parowym przypłynęło wojsko i, bijać wychodźców bez miłosierdzia pałaszami, kolbami i strącając w wodę, prędko zrobiło porządek. Wychodźców umieszczono w domu emigracyjnym, gdzie otoczeni wojskiem zmuszeni byli przebyć trzy miesiące. Z braku dostatecznego pożywienia, zapanował między nimi głód a następnie wybuchła epidemia z cała srogościa i zabierała dziennie 20 do 40 ofiar. Pozostałych wdowców i kawalerów odesłał rząd do fabryk w mieście Pernambuko, całe zaś familie, wdowy i dzieci umieścił w przędzalni w Petro - Paulo.

Wychodźcy nasi z Bzowicy, jak wyżej wspomnieliśmy, powróciwszy do baraków emigracyjnych w Paranagua, nie zastali tu nikogo. Za rodakami, którzy ztąd przed chwilę wyruszyli ku Santos, puścił się Kościuk i jego dwaj towarzyszy Kurobije, już i oni zapragnęli powrotu do ojczyzny. W drodze jednak obaj Kurobijowie pokradli Brazylianom kury, co gdy ci spostrzegli, dopędzili uciekających i wymierzyli sobie na przestępcach sprawiedliwość doraźną, bo z rewolwerów pozabijano ich. Kościuk wypocząwszy w Kaszuerze udał się do Jaguapy, gdzie się zaciągnął do roboty u pewnego Włocha. Po trzech dniach postanowił iść dalej, do Santos. Włoch go zachęcał, by jeszcze tu pozostał, zwłaszcza, że w Santos, rząd się bardzo znęca nad wychodźcami. Nie pomogła jednak perswazya. Kościuk przyszedłszy do Santos, zachorował na febrę, postanowił więc nie zatrzymywać się tu dłużej, lecz odjechać do S. Paulo. Urzędnik jednak kolejowy nie chciał mu sprzedać biletu, mówiąc, że tak chory jechać nie może. Udał się Kościuk na przedmieście, gdzie żona pewnego Brązylianina, zobaczywszy zbiedzoną i nieszczęśliwą rodzinę, ulitowała się nad nią, zaprosiła do siebie, nakarmiła, przenocowała i nazajutrz, gdy się gospodarz dowiedział, że Kościukowie chcą koniecznie dostać się do S. Paulo, gdzie mają być ich rodacy, odprowadził rodzinę na stacyą kolei, gdzie Kościukom z własnej kieszeni zapłacił podróż do S. Paulo. Przyjechawszy do S. Paulo, Kościuk osłabiony mocno położył się opodal stacyi kolejowej i tu wraz z familią spędził trzy dni. Czwartego dnia rano zabrała go policya, lecz za kilka godzin wypuściła. Rodaków tu nigdzie Kościuk nie znalazł, a więc zapłaciwszy 35 milreisów na stacyi kolei, przyjechali Kościukowie do Rio Janeiro. Tu pod stacyą kolei bardzo osłabiony Kościuk położył się, gdyż dalej iść nie mógł. Nad nieszczęsną dolą biednych wychodźców ulitował się znów poczciwy wiekowy Brazylianin, "pucobut", który zaprowadził Kościuków do niemniej poczciwego gospodarza miejscowego, a ten przez dwa tygodnie utrzymywał Kościuków zupełnie bezinteresownie, a w dodatku pielęgnował i leczył chorego. Przyszedłszy do zdrowia Kościuk, pracował jako pomocnik przy murarzach, zarabiając 3 milreisy dziennie, później za tem samem wynagrodzeniem u piekarza roznosił bułki. Musiał być pracowitym i oszczędnym, gdyż w kilka miesięcy miał już zaoszczędzonych 300 milreisów.

Do uzupełnienia historyi naszych znajomych wychodźców z Bzowicy, podajemy, że Zwarycz jest dziennym robotnikiem w S. Paulo, Pasiewicz zaś, któremu jedno dziecię umarło, pracuje stale przy kolei żelaznej w Paranagua. Oto obrazek, jeden z tysiąca, dość wymowny i jaskrawy, wskazujący, że już same względy ludzkości powinny skłonić naszych wybitnych "mężów" do zaopiekowania się ludem, którego krocie wychodzą z kraju i giną marnie, jakkolwiek mógłby i za oceanami być dla kraju pożytecznym i żyć szczęśliwie. Myśl założenia instytucyi, mającej na celu informowanie wychodźców i opiekę nad nimi, o czem "Przegląd Emigr." niejednokrotnie wspominał, jest bardzo trafna, oby tylko myśl tę jak najprędzej w czyn zamieniono!

Walery Leliwa Popławski




W artykule poniżej możemy przeczytać o warunkach sponsorowanej przez brazylijski rząd podróży do Brazylii.

I ten kraj stawał się dla biednych galicyjskich emigrantów pułapką bez wyjścia.

Emigranci do USA często podróżowali po kilka razy między Ameryką a Europą. W regularnych połączeniach atlantyckich bilety były zresztą nie takie drogie. A i w Stanach Zjednoczonych łatwiej było zarobić na najtańszy bilet okrętowy trzeciej klasy.

Tymczasem z Brazylii nie wracał nikt. Niezadowoleni nie mieli już szans zarobić sobie na bilet powrotny do Europy, zresztą dużo droższy niż na statkach linii północnoamerykańskich. A trzeba pamiętać, źe do Brazylii emigrowali najbiedniejsi Galicjanie, do tego całymi rodzinami.





[źródło: Dodatek do nr. 78. Kurjera Lwowskiego. Poniedziałek dnia 18. marca 1895. Zachowano oryginalną pisownię].


W sprawie emigracji ludu naszego do Brazylji

Redakcja "Przeglądu Wszechpolskiego" otrzymała z Genuy nader ważne informacje, dotyczące przewozu bezpłatnego do Brazylji przez porty włoskie. Przepisy poniższe zostały świeżo przez rząd brazylijski wydane i znoszą dawniej obowiązującą w tej mierze ustawę. Rodziny wychodźców rolników mogą korzystać z bezpłatnego przewozu do któregokolwiek ze Stanów Zjednoczonych Rzeczypospolitej Brazylijskiej, na statkach kompanji "La Veloce" do tych portów, w których takowe się zatrzymują, więc do Pernambuco, Bahia, Rio Janeiro, Vittoria i Santos, jeżeli odpowiadają warunkom poniżej wymienionym:

Rodziny muszą posiadać skład następujący:

a) Małżeństwa bezdzietne nie mogą być starszemi nad lat 45.

b ) Małżeństwa dzietne;

c) wdowy z dziećmi;

d) dziadek lub babka z wnukami, powinny posiadać w swoim składzie przynajmniej jednego mężczyznę zdolnego do pracy.

W każdej rodzinie mogą być zaliczeni bracia, siostry i krewni głowy rodziny, chociażby nieżonaci, jeżeli nie mają więcej nad lat 45 wieku.

Jeżeli poświadczenie naczelnika gminy nie zawiera chociażby jednego z punktów powyżej wymienionych, podania o przejazd bezpłatny będą bez wyjątku odrzucone, chociażby nadesłano brakujące świadectwa później osobno.

Ważna uwaga. Przyjęcie rodziny emigrantów na okręt zależnem jest zawsze od przyzwolenia zarządu kompanji okrętowej i może być udzielonem tylko po przedłożeniu dokumentów wyżej wymienionych.

Kompanja przewozowa zastrzega sobie zawiadomienie, czy mogą być przyjętymi lub nie podania o przewóz do któregobądź stanu rzeczypospolitej brazylijskiej, ponieważ może zachodzić wypadek, iż z przyczyn wyższych lub z rozporządzenia brazylijskiego rządu, emigracja w pewnych okresach będzie ograniczona do jednej tylko prowincji

Podagenci kompanji "La Veloce" będą zawiadomieni o każdem tem ograniczeniu, tak, że interesanci będą się mogli o tem dowiedzieć w razie gdyby się nie zwrócili bezpośrednio do głównego Zarządu towarzystwa.

Osoby pojedyncze są od bezpłatnego przewozu stanowczo wykluczone. W drodze wyjątkowej będą przyjętymi mężczyźni nieżonaci, jeżeli nie są starsi nad lat 45 i dowód złożą, iż jadą do swoich rodziców już w Brazylii osiedlonych; kobiety zamężne dopuszczają się tylko w tym wypadku, jeżeli się udają do swoich mężów, lub też jadą w towarzystwie synów, z których przynajmniej jeden musi być zdolnym do pracy. Kobiety niezamężne nie dopuszczane są pod żadnym pozorem inaczej jak w towarzystwie rodziców lub braci. Za zdolnych do pracy uważają się mężczyźni starsi nad lat 18, a młodsi niż lat 45.

Prawdziwy stan rodziny musi być udowodniony przed urzędem kompanii przewozowej, przez przedłożenie urzędowego poświadczenia wójta gminy, odpowiadającego na następujące punkta:

1. Imię, nazwisko i wiek wszystkich członków rodziny emigrującej.

2. Stopień pokrewieństwa każdego z nich do głowy rodziny.

3. Poświadczenie, iż emigrant jest rolnikiem.

4. Poświadczenie zdrowia.

5. Deklaracja, do którego stanu Brazylji wychodźcy pragną się udać.

6. Świadectwo moralnego prowadzenia się.

7. Poświadczenie, iż emigrant po raz pierwszy udaje się do Brazylji.