Ksiądz Józef Knapen
Dodane przez Remek dnia Kwietnia 20 2015 03:16:53
W materiałach parafii rzymsko-katolickiej w Olejowie trafiliśmy na zapis o ślubie mieszkanki Bzowicy w Roskilde, w Danii. Dnia 7 listopada 1909 roku Maria Laskowska, córka Pawła Laskowskiego i Katarzyny z domu Hajda, urodzona 10 sierpnia 1889 roku w Bzowicy, poślubiła grekokatolika Józefa Iwańczyszyn, pracownika najemnego, urodzonego 7 stycznia 1885 roku w Żukowie w Galicji, syna Konstantyna Iwańczyszyn i Anny z domu Mazurek. Zapewne oboje nowożeńcy przyjechali do pracy w Danii. Emigracja zarobkowa do tego kraju nie była tak popularna jak wyjazdy do USA czy Ameryki Południowej, ale przed I wojną światową 15 tysięcy Polaków ze wszystkich trzech zaborów (w tym mieszkańcy Galicji) przyjeżdżała tu "za chlebem". Większość tylko do prac sezonowych (w okresie zimowym wracali z zarobionymi pieniędzmi do swoich domów), ale nieliczni zostawała przez cały rok.
Ten kierunek emigracji jest u nas bardzo mało znany, a że dotyczy także mieszkanki Bzowicy (i być może innych osób z okolic Olejowa i Załoziec, o których nie wiemy), warto poświęcić mu ten jeden artykuł. Zwłaszcza, że dotyczy też ciekawego człowieka - holenderskiego misjonarza, który pełnił posługę wśród naszych rodaków w Danii.
Ślubu wspomnianej parze udzielił ksiądz Joseph Knapen, katolicki misjonarz wśród Polaków w Danii i proboszcz w kościele w Roskilde. I to właśnie on powiadomił o tym parafię panny młodej, dzięki czemu ówczesny olejowski proboszcz, ksiądz Fryderyk Cywiński, zapisał to wydarzenie w księdze ślubów parafii w Olejowie. Szukając informacji o księdzu Knapenie, na stronach Wielkopolskiej Biblioteki Cyfrowej trafiliśmy na wspomnienie pośmiertne o nim. Był to niepospolity człowiek - nauczył się polskiego języka i swoje życie poświęcił - dosłownie - pomaganiu biednym ludziom, przyjeżdżającym do Danii w poszukiwaniu pracy. Swoją posługę kapłańską przypłacił życiem, zarażając się szkarlatyną od jednego ze swoich polskich parafian, do którego przyszedł z ostatnim namaszczeniem. Zmarł młodo, w wieku zaledwie 37 lat. Wśród wielu jego zasług jest i ta drobna, że za własne pieniądze wysłał kartkę do Olejowa, dzięki czemu w tutejszych księgach parafialnych odnotowano ten ślub. W znanych nam księgach olejowskich i załozieckich jest to jedyny taki przypadek zapisania ślubu zwykłych ludzi, który miał miejsce w parafii w innym kraju.
[źródło: "Praca. Tygodnik polityczny i literacki, ilustrowany." Rok XVII. Nr. 17. Poznań, dnia 27-go kwietnia 1913. Zachowano oryginalną pisownię.]
+
Z żałobnej karty.
Ś. p. ks. Józef Knapen.
Smutna i żałobna rozeszła się wieść po kraju naszym. Ojciec Józef Knapen pracujący w Danii dla naszych wychodźców umarł dnia 1. kwietnia r. b. W sile wieku, kiedy po ludzku mówiąc, mógłby był jeszcze wiele zdziałać, legł jak żołnierz na polu chwały. Wezwany do jednego z naszych, złożonego zaraźliwą płonicą (szkarlatyną) zaopatrzył go na drogę żywota wiecznego, ale sam stał się ofiarą strasznej choroby. Zaraziwszy się, umarł po kilku dniach, w szpitalu miejskim w Maribo na wyspie Laaland.
Ś. p. ks. Józef Knapen urodził się w r. 1876 w Nederweert w dyecezyi limburskiej w Holandyi. Ukończywszy chlubnie studya gimnazyalne idzie za wołaniem Bożem i wstępuje do zgromadzenia Towarzystwa Najśw. Maryi Panny (compagnie de Marie). Po złożeniu ślubów zakonnych wysyłają go przełożeni do Danii na misyę celem nawracania protestanckich Duńczyków. Tutaj wśród swej pracy spotyka się często z biednymi naszymi wychodźcami z Księstwa Poznańskiego, a mianowicie z Królestwa Polskiego i z Galicyi. Opuszczonymi, nie znającymi ni języka, ni praw duńskich, nikt się nie zajmuje, gorąca dusza jego kapłańska pragnie tedy złemu zaradzić. Prosi więc przełożonych o zwolnienie z obowiązków dotychczasowych, przybywa w nasze strony, w domu więckowickim pani Zofii Breziny, znanej z staropolskiej gościnności, przyswaja sobie język polski. Wraca do Danii, a przełożeni zakonni i biskup dla Danii Msgr. Van Euch powierzają mu pastoryzacyę Polaków - wychodźców.
Każdy, znający stosunki na obczyźnie, wie i rozumie, czem jest dla ludu naszego gorliwy duszpasterz. Słowem był wszystkiem dla wszystkich braci naszych. Często odwiedza wszystkich oddanych pieczy swojej. Po miastach i wsiach, w pałacach, domach prywatnych odprawia dla nich nabożeństwa, głosi słowo Boże. Niesie im wszystkie pociechy naszej wiary św. Nieraz wezwany telegraficznie kilka godzin śpieszy pociągiem, by zaopatrzyć chorego na drogę wieczności. Miewa regularnie nabożeństwa dla nich w Roskilde, a przy końcu życia pracuje nad tem, by nowy dla nich wznieść kościół w Slagelse.
Dba dalej i o dobro doczesne swoich owieczek. Broni je przed wyzyskiem już to niesumiennych agentów, już to pracodawców. Znając doskonale język duński, staje w ich obronie przed sądami, a rząd duński odnoszący się sympatycznie do błogiej działalności kapłana katolickiego, często wysłuchuje próśb jego i o ile może go wspiera. Zakłada później dla wychodźców kasę oszczędności i stara się, by nasi pamiętali zawsze o rodzinach pozostałych w kraju. A kiedy wśród zimy większa część ludzi wraca do ojczystej zagrody, on wtedy wolniejszy od obowiązków, odwiedza w kraju ich duszpasterzy, by radzić wspólnie nad dolą ludu.
Zrozumiemy więc stratę, jaką ponieśliśmy przez śmierć tak szlachetnego kapłana. Jesteśmy zazwyczaj ze wszech miar wdzięczni każdemu cudzoziemcowi, który w dzisiejszych czasach ze sympatyą odnosi się do nas.
Okażmy ją tem więcej tutaj i polecajmy Bogu gorąco duszę gorliwego misyonarza, który tyle pracował dla braci naszej, ażeby jak najrychlej Bóg sam stał się jego nagrodą zbytnio wielką. R. i. p.