Oszustwa wyborcze w Harbuzowie 1901
Dodane przez Remek dnia Października 08 2014 22:02:29
Ciekawy przyczynek, jak w dawnej Galicji za czasów austriackich fałszowano wybory. Jak widać ówczesny system wyborczy był trochę skomplikowany i niebezpośredni. Najpierw chętni spośród uprawnionych z całej gminy w prawyborach głosowali na wyborców. Głosowanie było jawne, co już stwarzało możliwość różnych nadużyć, jak np. zastraszanie czy potem różne formy zemsty. Odbywało się większością głosów. Dopiero owi wyborcy, czyli w Harbuzowie dwie osoby, na które padło najwięcej głosów, odbywali właściwe głosowanie na jakiegoś kandydata do Sejmu, a ich głosy były przekazywane dalej. Ten system był bardzo podatny na różne szachrajstwa, co pokazuje przykład z naszego źródła.




[źródło: Prawo Ludu. Organ polskiej partyi socyalno-demokratycznej. Rok VII. Nr 10. Kraków, 5 października 1902. Zachowano oryginalną pisownię.]

Jak się w Galicyi "robi" wybory.

Redakcyi ruskiej gazety "Diło" wpadł w ręce list, pisany przez komisarza starostwa w Złoczowie Słoneckiego do nauczyciela ludowego w Harbuzowie, powiatu złoczowskiego. List ten, pisany przed wyborami do sejmu, pokazuje, jak były przeprowadzane prawybory i jakimi sposobami został wybrany posłem prezes Koła polskiego Apolinary Jaworski, który właśnie wówczas kandydował w kuryi wiejskiej powiatu złoczowskiego, przeciw kandydatowi opozycyjnemu.

List ten komisarza Słoneckiego brzmi:

Złoczów, 25/8 1901.

Szanowny Panie!

Wybory w Harbuzowie odbędą się w sobotę 17-go o godzinie 10 rano. Proszę zebrać zaufanych i niech czekają blizko urzędu gminnego, reszta ludności może wyjdzie w pole - ogłoszenia o wyborach nie przebijać mieć gotowe i dopiero w ostatniej chwili przybić. Na drogę z Złoczowa do gminy prowadzącą proszę wysłać kogoś bardzo zaufanego aby mnie sprowadził wprost do urzędu gminnego, abym nie potrzebywał błąkać się po wsi i wypytywać o urząd gminny.

Wójt z ludźmi zaufanymi niech czeka na mnie. Pan Starosta wyraził nadzieję że Pan dołoży wszelkich starań aby wybory w Harbuzowie dobrze wypadłe - proszę więc robić wszystko co możliwe i działać bardzo ostrożnie spodziewam się że będę mógł o czynności Pana zdać dobrą relacyę panu staroście.

Łączę wyrazy życzliwości.

Słonecki.

Ażeby nas ktoś nie posądził, żeśmy ten list wymyślili, podajemy tu jego fotografię, z czego każdy może się przekonać, ze to list prawdziwy, pisany własnoręcznie przez komisarza Słoneckiego.

W tym liście wylicza więc c. k. komisarz wszystkie nadużycia i szwindle wyborcze, których kazał użyć, bo starosta Roder zapowiedział, że "regimentarz" Koła polskiego musi zostać wybrany.

I rzeczywiście tak się odbyły prawybory w Harbuzowie, jak w tym liście komisarz nakazał. Świadczy o tem opis tych prawyborów, umieszczony w "Dile" jeszcze 21 sierpnia 1901 r . kiedy jeszcze nie znano treści owego listu. Opis ten brzmiał:

"Wybory w tej gminie odbyły się dnia 17 sierpnia o godz. 9 rano w niespełna 5 minut. Jeszcze 16-go wieczorem nikt nic nie wiedział o wyborach, mających się odbyć na drugi dzień. Około godziny 9 wieczorem przyniósł posłaniec prywatny (znany w naszych stronach pisarz Skurski z sąsiednich Perepelnik) w prywatnej kopercie ogłoszenie wyborów, adresowane do "Wielmożnego Pana Bazylego Dąbrowskiego, nauczyciela w Harbuzowie". Ten pan nauczyciel jest gospodarzem na dwudziestu kilku morgach pola, radnym, pisarzem gminnym i prawą ręką przy wszelkich wyborach. Każdoczesny wójt musi go ślepo słuchać. Już trzy tygodnie temu opowiadali ludzie po wsi, iż pan profesor chwalił się w karczmie, że "w wyborach, panie tego, już moja głowa!" Jednakowoż trudno było nawet panu profesorowi pozbierać sobie wśród włościan harbuzowskich kompanię, bo oprócz naszego wójta Semka Kowala, znalazł się we wsi tylko jeden stary radny Roman Łobur, który przystał do kompanii i dopełnił "szanowna trójkę wyborczą". Pan nauczyciel, dostawszy 16-go wieczorem zawiadomienie o wyborach, wybrał się z niem 17-go raniutko do wójta i siedział cicho w chacie, ani nosa nie pokazując. Romana Łobura wysłali daleko w pole naprzeciw przyjechać mającemu komisarzowi, a wójt chodził sam po wsi, jak zwarzony, szeptem werbując to tego, to owego do kompanii. Gdy zdybał kogo z uczciwych wyborców, to ani mruknął, że o godzinie 10 mają być wybory. Tymczasem uczciwi wyborcy dowiedzieli się o wszystkiem, przypatrywali się zakłopotanemu wójtowi i wyglądali, kiedy c. k. komisarz nadjedzie. Wójtowi szczęście nie dopisało; nawet tacy najserdeczniejsi, jak: Fischer, Joś, Herszko, Nuchim, Jankiel itd. odmówili pomocy.

Aż tu o godz. 9 zaturkotał wóz z panem komisarzem, a koło furmana siedzi Roman Łobur; dostąpił nasz pan radny honoru: jechał z panem, tylko pan omylił się i posadził pana radnego na tem miejscu, na ktorem siedzi lokaj. My, reszta wyborców, zobaczywszy taką komedyę, idziemy do kancelaryi. Proboszcz przodem, my za nim. Zaledwie proboszcz przestąpił próg, a komisarz:

- Na kogo ksiądz głosuje?

- Jakto, już głosowanie'? - pyta proboszcz.

- Tak jest, głosowanie!

Proboszcz oddał głos, a pan komisarz, zobaczywszy, że my wchodzimy do kancelaryi, powiada:

- Głosowanie zamknięto!

- Panie komisarzu - odzywa się proboszcz - ci ludzie przyszli razem ze mną, mają także prawo głosować!

- Ja ich w kancelaryi nie zastał. Ja uważam za wyborców tych, których w kancelaryi zastałem.

Tu pan komisarz nawet w swojem rozumowaniu ustawy trochę się zagalopował, bo przecież i naszego proboszcza nie zastał w kancelaryi, lecz widocznie nie miał na tyle odwagi, by księdza nie dopuścić do głosowania.

- Ależ, panie komisarzu! - znów ozwał się ks. Filipczuk, wyjmując zegarek - wybory wyznaczone na godzinę 10, a teraz godzina 9. Ludzie mają jeszcze cała godzinę czasu schodzić się.

- U mnie już dziesiąta! - odparł komisarz bez zająknienia. - Dajcie, wójcie, pieczątkę.

A nasz wójt w mig z pieczątką. Wtedy proboszcz rzecze:

- Panie komisarzu, ja nie widzę listy kontrolnej (listę głosujących pisał sam pan komisarz) i tylko trzech zastałem w kancelaryi. Ja głosowałem czwarty, a chociaż jest 69 uprawnionych do głosowania, pan głosowanie zamknąłeś. Przecież mam prawo wiedzieć, kto ile dostał głosów i kto został wybrany wyborcą.

Na to pan komisarz, widocznie zmieszany, powiada tak:

- Wójt głosował na siebie i profesora, profesor na siebie i wójta, a Roman Łobur na wójta i profesora. Księdza głosy rozstrzelone, a więc na wyborców wyszli: wójt i profesor.

Rozumie się, że przeciw temu wyborowi wysłaliśmy protest do starostwa".

Tak wyglądało przeprowadzenie wyborów w Harbuzowie wedle planu, który nakreślił p. komisarz Słonecki w swym liście do nauczyciela Dąbrowskiego. Chłopi wprawdzie pomieszali nieco szyki i popsuli nieco piękny program, ale widzimy, że p. komisarz Słonecki i tak dał sobie jakoś radę.

Takimi szwindlami został wybrany prezes Koła polskiego, a także i inni członkowie zawdzięczają swoje mandaty takim nadużyciom. Protesty na nic się nie zdały!

Słonecki, mimo, że już dwa tygodnie jak fotografia jego listu została ogłoszona, pozostaje nadal w urzędowaniu, chociaż wedle ustawy powinien pójść prosto do kryminału. Ale na niego patrzą z góry przez palce, bo on umie "robić" wybory, umie fabrykować członków Koła polskiego, a podczas strejków chłopskich popełniał wciąż gwałty na strajkujących i wsadzał ich do kozy bez żadnego powodu, byle tylko zgnębić strejk. Teraz znów urządza on takie niby zgromadzenia, na które sprasza polskich chłopów z kolonij polskich na Rusi, częstuje ich wódką i kiełbasą, namawia, żeby nie strejkowali i w tym celu podszczuwa ich przeciw ich braciom chłopom ruskim Za to wszystko pewnie jeszcze zaawansuje...

Tak się rządzi ludem w Galicyi.