dnd, d&d dungeons and dragons
 
Olejów na Podolu
 
isa, dnd.rpg.info.plwotc, ogl

dnd, d&d dungeons and dragons
 
Strona główna ˇ Artykuły ˇ Galeria zdjęć ˇ Forum strony Olejów ˇ Szukaj na stronie Olejów ˇ Multimedia
 
isa, dnd.rpg.info.pl

dnd, d&d dungeons and dragons
 
Nawigacja
Strona główna
  Strona główna
  Mapa serwisu

Olejów na Podolu
  Artykuły wg kategorii
  Wszystkie artykuły
  Galeria zdjęć
  Pokaz slajdów
  Panoramy Olejowa 1
  Panoramy Olejowa 2
  Panoramy inne
  Stare mapy
  Stare pocztówki Olejów
  Stare pocztówki Załoźce
  Stare pocztówki inne
  Stare stemple 1
  Stare stemple 2
  Multimedia
  Słownik gwary kresowej
  Uzupełnienia do słownika
  Praktyczne porady1
  Praktyczne porady2
  Archiwum newsów
  English
  Français

Spisy mieszkańców
  Olejów
  Trościaniec Wielki
  Bzowica
  Białokiernica
  Ratyszcze
  Reniów
  Ze starych ksiąg

Literatura
  Książki papierowe
  Książki z internetu
  Czasopisma z internetu

Szukaj
  Szukaj na stronie Olejów

Forum
  Forum strony Olejów

Linki
  Strony o Kresach
  Inne przydatne miejsca
  Biblioteki cyfrowe
  Varia
  Nowe odkrycia z internetu

Poszukujemy
  Książki

Kontakt
  Kontakt z autorami strony

 
isa, dnd.rpg.info.plwotc, ogl

dnd, d&d dungeons and dragons
 
Olejów na Podolu
Aktualnie na stronie:
Artykułów:1281
Zdjęć w galerii:1876

Artykuły z naszej strony
były czytane
5785220 razy!
 
isa, dnd.rpg.info.plwotc, ogl

dnd, d&d dungeons and dragons
 
W niniejszym artykule - jednym z cyklu - gromadzimy fragmenty z "Zapisków ornitologicznych" hrabiego Kazimierza Wodzickiego, odnoszące się bezpośrednio do Olejowa. Chociaż nie zawsze w tekście ta nazwa jest wymieniona, to od 1855 roku hrabia Kazimierz razem z rodziną mieszkał już stale w majątku olejowskim, zakupionym od hrabiego Michała Starzeńskiego.



[źródło: Kaźmierz hr. Wodzicki. Członek Akademii Lugduńskiej, Tow. Przyrodników Isis, Centralnego Tow. Ornitologów Niemieckich i Tow. Lekarzy i Przyrodników Polskich. Zapiski Ornitologiczne. IX. Orły polskie. Lwów. Nakładem Księgarni Gubrynowicza i Schmidta. 1886.] Zachowano oryginalną pisownię.


W sąsiedniéj wsi 13-go listopada przy zimnem i mokrem powietrzu zabili w nagance chłopaki doskonałego orła przedniego samca. Opatrywałem go starannie i przekonałem się, że nieskaleczony, lecz z obżarstwa ciężaru podlecieć nie mógł, zaś szczątki zająca starego wyjaśniły przyczynę w niewole wziętego orła. Nie chcąc nużyć czytelników łaskawych cytacyami z autorów i przepisywaniem opisów zajmujących epizodów z życia naszego orła, przytoczę jedynie te, których byłem naocznym świadkiem.

W roku 1877-ym 2-go stycznia dano mi znać, że orzeł złowił zająca i że smacznie zajada opodal od stodoły. W téj saméj chwili wybiega z lasu stary lis, przybiega, waruje, poczyna szczekać i coraz bliżéj się przysuwać, pokazując zęby. Orzeł najeżył pierze, począł dziobem sięgać, jedną nogą trzymał ofiarę, druga podniósł i rozpostarł straszne swe szpony. Lis odskakiwał, zbliżał się, skakał ku orłowi to z przodu, to z tyłu, niekiedy i szarpnął ptaka. Finał był niespodziewany, król ptaków i mężny rabuś porzucił ofiarę, uniósł się w powietrze, okrążył razy kilka porzucony plac boju i odleciał. Lis zaś przyskoczył, położył się na zającu, łapkami przedniemi go przykrył i kręcąc głowa, orła z oka nie spuszczał, dopóki w sinéj dali nie znikł nam zupełnie.

Roku następnego 31-go grudnia uderzył orzeł na zająca zakopanego w śniegu, źle wymierzywszy, chybił go, a zając, jak się zdaje, stary gracz, począł uciekać co mógł. W locie świstem i szumem terroryzował orzeł zająca, kilkakrotnie wyciągał już szpony, aby go porwać, lecz ten zręcznemi kominkami umiał się z pod groźnych pazurów wydobywać. Patrzałem siedząc na saniach na ten dramatyczny epizod, tak ciekawy dla myśliwego i ornitologa, przez pół godziny nie mogąc szaraka ratować z powodu głębokości śniegu; nareszcie coraz daléj i daléj na horyzoncie rysowały mi się postacie kata i ofiary, wreszcie znikł mi z oczów zając, a górujący nad nim orzeł pewnie go pokonał.

W styczniu, nie pamiętam roku, na czystém polu śniegiem nakrytém, pędził zając szybkością taką, że tumany śniegu za nim się podnosiły; oprawca jego niekiedy daleko z tyłu leciał, to znowu go wyprzedzał, wysuwał szpony, stawał w powietrzu, czekając na nadbiegającego; zdawało mi się, że co chwila złowi zajączka, który widocznie miał ułożony plan ucieczki do gęstych, dębowych krzaków. Ta walka nierówna musiała już trwać przez długi czas, gdyż i w locie orła widoczne było zmęczenie. Nareszcie wydobywając ostatnich sił, wsunął się zając pod liściaste krzaki, prześladowca zaś usiadł na wystającéj ze śniegu bryle, rozpostarł skrzydła kilkakrotnie, wyciągał nogi, otrzepywał pierze i począł się muskać, lecz śrót mu przerwał toaletę. (...)

W Złoczowskiem Orzeł karzełek w pierwszém pierzu, porwał mi przepiórkę zrywającą się przed wyżłem, a drugiego ubiłem również na przepiórce młodego ptaka, w końcu na ciągu słonek miałem sposobność patrzenia na tego orła; wątpliwości nie popada jego u nas gnieżdżenie.
(...)

W roku 1874tym niebiosa zesłały nam tyle przepiórek, jak ongi Mojżeszowi na pustyni, można było wozami napełnionemi je wywozić; polując na nie w końcu sierpnia, pies mi jedną wystawił, w chwili gdy się zmierzyłem i strzelić miałem, usłyszałem świst, ujrzałem cień przed sobą i przepiórkę mi porwaną, lecz nie bezkarnie, gdyż zastrzeliłem zuchwałego młodego karzełka. Drugi raz w znaczniejszéj odległości porwał w locie przepiórkę, poleciał z nią na drzewo, przycisnął jedną szponą, a zgiąwszy kark, począł spokojnie wobec mnie skubać pierze. Nie był płochliwy, lecz rozumnie ostrożny; ile razy podszedłem go na 80 do 100 kroków, zabierał przepiórkę, odlatywał niedaleko i znowu siadał pierząc swą ptaszynę; kilkanaście razy podchodziłem miłego rabusia, zawsze bezskutecznie, więc musiałem go porzucić. Zdaje mi się, że to wielki smakosz, jak to zresztą na panującego przystoi, więc gdy niegłodny, przebiera w pożywieniach i dogadza sobie. Polując na obszernych błoniach, widziałem hurmy swobodnie uganiających szpaków, tak licznie mnożących się w naszym kraju, po chwili stał się popłoch i drapieżnik porwał w locie ptaka, poleciał na wierzbę oddaloną odemnie i począł skubać. Było to dosyć daleko i po bagnie; zanim się dostałem na odległość strzału, już mój orzełek obskubał tłustego młodego szpaka, nie zostawiając na nim nawet meszku. Strzeliłem do niego, wszakże bezskutecznie, poznawszy O.[rła] karzełka i podziwiałem jego zręczność w usuwaniu pierza, którąby mu i kucharz pozazdrościł.

Przylatuje do nas w kwietniu, albowiem widywałem go na ciągu słonek, wszakże się poczyna gnieździć dopiero w drugiéj połowie maja; widocznie jak kukułka do śmiałego kukania i rozkosznego śmiechu wymaga listka zielonego, tak i karliki oczekują zakrycia zielenią. Jego gniazdo okrągłe, dosyć małe i w najrozmaitszych umieszczeniach: i tak odkrywałem je na wierzchołkach staropniowych drzew, wśród korony, na horyzontalnie wyrastającym konarze, lecz bywają i na młodszych drzewach, niktby nawet nie przypuścił że to gniazdo orła.

Plecionka dosyć gęsta, śróty gniazda nie przebiją, w krawędzie wplątywane zielone gałązki i w téj zieleni siedzi orlica, co jéj bardzo do twarzy, środek wysłany mchem, suchemi trawami, niekiedy sierścią. Znosi najczęściéj jaj dwa i dwoje orląt wychowywa, bywa troje i czworo w gnieździe, lecz pozostają niewysiedziane, niekiedy jedno orlątko podtrzymuje dynastyą. Wprawdzie nigdy wyżéj nad trzy jaja nie zdybałem w zniesieniu, mogę przypuścić większą ilość na podstawie następującego zdarzenia, które mi poddaje myśl, że doskonałe ptaki więcéj znoszą jaj jak dwa: W pierwszych dniach maja odkryto gniazdo karlików, poszedłem i ubiłem z jaj zlatującą samicę, samiec kwiląc nad nami i gniazdem, również zginał od śrótów. W gnieździe były dwa jaja, jajecznik zaś wskazywał zniesienie jeszcze dwóch, jedno było już w skorupie, drugie w widocznym zarodku, a zatém byłaby zniosła cztery jaja. Co szczególnego wtedy zauważałem, że wyprute jajo kolorytem nie różniło się wcale od zniesionych, wszystkie były białe bez plamek. To zniesienie wyjątkowo wczesne i wyjątkowo białego koloru jaja, inne maja rdzawe floresiki, plamki i kreski, jedne od doskonałéj samicy jaja przedstawiały znaczne i u grubego końca gęsto rozrzucone plamy, w niektórych miejscach zakrywające jasne tło. Od młodéj znowu parki jajka były białe, a całe jak przezroczystą powłoką brunatna ocienione, - nareszcie jaja białe z cieniem zielonawym, przypominające jaja Jastrzębia gołębiarza. Jaja wielkości jaj myszołowa, ze znacznemi porami, nieco chropowate, foremnego kształtu, na jednym końcu mocno zaokrąglone, na drugiem wcale nieszpiczaste. Przy gnieździe zapomina o wrodzonéj ostrożności, do zniesienia, do siebie i piskląt parki czule przywiązane, z téj to przyczyny nader łatwo rodziców ubić. Samica im dłużéj, tém twardziej na jajach siedzi; zdarzało mi się pukać siekierą w pień kilkakrotnie i nie spłoszyć orlicy, dopiero chłopiec drapiący się na drzewo zmusił ja do lotu i to często siadała na drzewach w blizkości stojących. Pisklęta rodzice wychowują troskliwie oskubanemi ptaszkami i drobnemi ssakami, siedzą małe przez długi czas w gnieździe, nawet upierzone odlecić nie chcą, widocznie wstrętna im emancypacya, a na zarobek o własnych siłach nie maja odwagi; wszakże, nie trwa długo wychowanie pojętnych orląt, gdyż w czasie żniw już widujemy pojedyńcze polujące ptaki w pierwszéj ich barwie łatwéj do poznania. (...)



 
isa, dnd.rpg.info.plwotc, ogl

dnd, d&d dungeons and dragons
 
Komentarze
Brak komentarzy.
 
isa, dnd.rpg.info.plwotc, ogl

dnd, d&d dungeons and dragons
 
Dodaj komentarz
Zaloguj się, żeby móc dodawać komentarze.
 
isa, dnd.rpg.info.plwotc, ogl


Copyright © Kazimierz Dajczak & Remigiusz Paduch; 2007-2020