Ciekawe informacje o dworze olejowskim z czasów I wojny światowej. W końcu września 1916 r. dwór Wodzickich był wyszabrowany, ale jeszcze nie spalony. Nadawał się do mieszkania i kwaterował w nim rosyjski sztab. Wciąż nie znamy dokładnej daty zniszczenia budynku, Ale źródło zawęża nam ramy czasowe tego wydarzenia. Musiało się to stać między październikiem 1916 (opuszczenie przez autora okolic Olejowa) a lipcem 1917 (ostateczne wyparcie Rosjan za Zbrucz przez Niemców i Austriaków).
Po I wojnie światowej z olejowskiego dworu zostały tylko osmalone ściany, bez dachu i okien. Nigdy go już nie odbudowano. Hrabia Aleksander Wodzicki z rodziną zamieszkał w innym budynku. Ruinę zabytkowego dworku rozebrano w latach 50-tych.
Autor źródła, Eugeniusz de Hennig - Michaelis (1863-1939) był generałem lejtnantem armii rosyjskiej, a później generałem dywizji Wojska Polskiego. Po rewolucji w Rosji dowodził III Korpusem Polskim na Ukrainie, brał także udział w wojnie 1920 roku. Zginął zamordowany przez Niemców we wrześniu 1939 roku.
Więcej informacji o nim znajdziecie tutaj:
http://pl.wikipedia.org/wiki/Eugeniusz_de_Henning-Michaelis
[źródło: Eugeniusz de Hennig - Michaelis Generał W. P.: Burza dziejowa. Pamiętnik z wojny światowej 1914-1917. Tom II. Nakład Gebethnera i Wolffa. 1928. Zachowano oryginalną pisownię.]
23-go września skończyły się, nareszcie nasze walki, dywizja odpoczywała, reorganizowała się i umacniała zajęte stanowiska; sztab mój zmienił locum, zamieszkaliśmy w Olejowie u hr. Wodzickiego. Gospodarza jako zakładnika wywieziono do Rosji, dom pozostał nietknięty, ale mebli prawie nie było, nikt się również nie opiekował oranżerją z umierającemi roślinami; żyły jeszcze bardzo ładne palmy, i kazałem i natychmiast naszym ogrodnikom zająć się ratunkiem chorych roślin. Na trawnikach w parku zastałem obozowisko baterji; wybuchłem natychmiast, bo nie znoszę soldateski, i wyrzuciłem wszystko w pole.
Zająłem gabinet, położony zdała od gwaru i telefonu, i rozkoszowałem się ciszą; miałem nawet kominek, palił się na nim od rana do nocy znicz. Skądciś zjawiło się nieco mebli, każda sztuka z innej parafji, wstawiono mi również nieznośnie twarde pianino. Park posiadał ładną aleję lipową z widokiem na zachód, a obok stary cmentarzyk. Zaczęła się jesień, zarumieniły się na murach dwom liście dzikiego wina, roznosił wietrzyk po polach srebrną pajęczynę babiego lata, rozwieszał ją po drzewach, rozpinał wśród traw; ranki były już chłodne, mgliste, ale w południe ginął tuman, ukazywał się piękny błękit nieba, a promienne słońce pieściło aż do zachodu zmęczoną ziemię.
W parku cisza była ogromna, ścieżki już zaczynał zaścielać zeschły liść. Wśród kępy drzew na uboczu przytuliła się mogiła z białym krzyżykiem; spoczął tu na wieki jakiś nieznany żołnierz, legł w ziemi bez trumny, prędzej więc obróci się w proch i wróci do matki natury; nad mogiłą słychać było poszumy drzew, odgłosy życia przyrody. Czyż taki pośmiertny spoczynek nie jest piękniejszy, niż odosobnienie w zimnej piwnicy, pod marmurowym sarkofagiem?
Dziękujemy Krystianowi, autorowi zaprzyjaźnionej strony "Podkamień na Podolu" www.podkamien.pl , za odszukanie tego interesującego źródła.
Osobne podziękowania dla Pana Jacka Loksa, który również przysłał link do tej książki.