Ksiądz wikariusz Ludwik Budzyński +1877
Dodane przez Remek dnia Lutego 14 2012 15:37:39
[źródło: Gazeta Narodowa. Rok XII. Nr. 67. We Lwowie, Niedziela dnia 16. Marca 1873. Zachowano oryginalną pisownię]

Załoźce 14. marca.

Z niemałym żalem dowiedzieli się tutejsi mieszkańcy, jakoby ks. Ludwik Budzyński wikarjusz parafii załozieckiej o. l. miał być przeniesiony. Dawno należało temu zacnemu kapłanowi wyrażeniem publicznego uznania, złożyć publiczną podziękę za tyle trudu i poświęcenia w czasie cholery zeszłej jesieni.

Nietylko jako kapłan niósł on chorym słowo pociechy i ostatnią funkcję kapłańską, ale nadto bez różnicy wyznania, choćby w najuboższej chatce, gdzie go tylko wezwano, ratował skutecznie cholerycznych, niewdzierając się bynajmniej w atrybucje medyków, bo swą właściwą ale nader racjonalną metodą hydropatyczną. Nie w jednej rodzinie ocalił on życie najdroższej osoby, niejednym rodzicom przywrócił konające dziecię! Pomimo że epidemia straszliwie się szerzyła, nigdy ten czczigodny kapłan nie strachał się przed grożącem mu niebezpieczeństwem. We dnie i w nocy stał w pogotowiu na usługi ludzkości, a dostawszy pewnego razu napadu cholerycznego, już następnego dnia krzątał się między chorymi. Co zaś czynił, to jedynie z poczucia chrześciańskiej miłości bliźniego, nie szukał wtem ni chluby ni też wywyższenia. W kościele zaś słowem jędrnem i przekonywającem zagrzewał do wytrwałości i cucił wiarę i ufność do Pana zastępów, a ztrwożony lud korzył się padając na kolana i powracał silniejszy i pocieszony w domowe progi. Dlatego mieszkańcy tutejsi z niemałym żalem i zdziwieniem przyjęli wiadomość o raptownem przeniesieniu tego zasłużonego kapłana i proszą by ta zmiana cofniętą być mogła.




[źródło: Gazeta Narodowa. Rok XVI. Nr. 292. We Lwowie, Piątek dnia 21. Grudnia 1877. Zachowano oryginalną pisownię]

Załośce 14. grudnia,

(+ ks. Ludwik Budzyński.)


Wczoraj przy udziale kilkutysięcznego ludu i pod przewodnictwem czterech rz. kat. a kilkunastu gr. kat. księży, złożyliśmy do grobu zwłoki w 45 roku życia zmarłego rz. kat. księdza śp. Ludwika Budzyńskiego.

Zrodzony w zaborze moskiewskim, młodzieńcem wstąpił do urzędu, zkąd jednakże po kilkuletniej służbie nabrawszy przekonania, że działalność jednostki wcielonej w zgangrenowane czynownictwo musi pozostać bezowocnem, złożył urząd, wstąpił do seminarjum, a po otrzymaniu święceń kapłańskich został kooperatorem w Proskirowie, a następnie duszpasterzem w parafii Dunajowce w dyecezji kamienieckiej.

Twardy i surowy, sam sobie w niczem nie pobłażający, chłostał i karcił bez ogródek wszelkie innych przywary i błędy, ale umiał takie być czułym i wylanym dla nieszczęśliwych i to mu jednało miłość powszechną. Obdarzony nadzwyczajną zręcznością, do wszelkiego rodzaju rękodzielnictwa, przykładem swoim i nauką krzewił wiarę i umoralnienie, radą i zachętą przyczyniał się do ulepszania dobrobytu rękodzielniczego miasteczka Dunajowiec. Obznajomiony z wszelkiemi rzemiosłami, nawiedzał codziennie parafian swoich, zapoznając ich z ułatwieniami a obdarzając wedle możności lub nastręczając do nabycia ulepszone narzędzia.

Taka istotnie ojcowska działalność kapłana, musiała koniecznie zwrócić nań podejrzliwość rządu moskiewskiego.

W Dunajowcach znajdowała się oprócz parafialnego kościoła wystawiona za miasteczkiem kaplica na cześć Boga Rodzicy. W kaplicy tej odbywały się nabożeństwa w uroczystości Matki Boskiej. Lud zgromadzał się na te nabożeństwa tłumnie, a że we wnętrzu kapliczki zaledwo setna część zgromadzonych mieścić się mogła, więc pozostali słuchali mszy św. okalając zewnętrzne ściany kaplicy.

Wiadomo, że katolikom w krajach poddanych berłu cara, wzbronionem jest odbywanie pod gołem niebem nabożeństw procesjonalnych; modlenie się więc to ludu pod gołem niebem uznano za przestępstwo i wytoczywszy śp. ks. Ludwikowi śledztwo, nakazano mu przez konsystorz oddać klucze od kaplicy czynownikowi.

I oto przyczyna dla której śp. ks. L. B. niechcąc być świadkiem profanacji domu Bożego, opuścił rodzinne strony, zabrawszy ze sobą obraz Matki Boskiej z kaplicy, zgrzybiałą matkę swoją, a przybywszy w r. 1864 do Galicji, został przyjęty przez rz. kat. lwowski konsystorz do tutejszej dyecezji i mianowany kooperatorem parafii Załozieckiej. Odnowiwszy własnoręcznie (bo i malarstwo nie było mu obcem) przyniesiony ze sobą obraz, umieścił go w bocznym ołtarzu parafialnego kościoła. Jak zaś przez ten ostatni kilkunastoletni przeciąg czasu dopełniał śp. ks. L. B. nowego obowiązku swojego w Załoścach, nie potrzebuję opisywać, na to bowiem dobitniej odpowiadają wspólne łzy miejscowego proboszcza; wszystkich parafian i tysiące włościan gr. kat. obrządku, które zrosiły wczoraj tę świeżo przez nas usypaną mogiłę.