Bzowica - owoce i przetwory na zimę
Dodane przez henryksliwa dnia Czerwca 23 2010 14:08:28

WSPOMNIENIA Z BZOWICY:
JAK KIEDYŚ MAGAZYNOWANO ZAPASY NA ZIMĘ



PRZETWORY i OWOCE


Na wsi wołyńskiej nie znano słoików typu WECKA. Warzyw czy też owoców nikt nie pasteryzował i nie trzymał w słoikach. Jabłka przechowywało się w spichrzach razem ze zbożem w stanie surowym. Do Bożego Narodzenia przeleżały tam w stanie jak świeże. Gatunki zimowe jak renety przechowywały się nawet do świąt Wielkanocnych, a nieraz i dłużej. Z owoców takich jak jabłka, gruszki, śliwki smażyło się marmoladę. Zjadana ona była na bieżąco, nie znano sposobu jej konserwacji. Wszelkie warzywa przechowywano też w stanie surowym. Owoce takie jak: czereśnie, śliwki węgierki, jabłka, gruszki były też suszone, najczęściej w piecu po wyjęciu chleba lub na słońcu. Suszone w piecu chlebowym owoce miały zabarwienie ciemne, czasem były przepalone, nieraz pobrudzone popiołem , zwłaszcza śliwki i kompot z nich miał aromat wędzonego, co raczej było jego walorem. Owoce wysuszone na słońcu, zwłaszcza jabłka i gruszki były bielutkie czyste. Wysuszone owoce nazywali suszeniem. Z nich gotowało się kompot, a czasami i zupę owocową, nazywaną "japczanką".. Takie japczanki gotowano i ze świeżych jabłek z dodatkiem makaronu (tam mówiło się makaranu).

Nie słyszałem by u kogoś w sadzie rósł orzech włoski, nie znane były też winogrona. Orzechy laskowe zbierano w lesie i gromadzono na zimę, przechowywane były w worku takim od zboża w spichlerzu. Przy pomocy sporej gromadki dzieci w rodzinie i dorosłych potrafiono uzbierać i cały worek tego runa leśnego. Podobnie trzymano w worku nasiona słonecznika i pestki z dyni , które nazywało się dyńkami Spożywano je w każdym miejscu i w każdej wolnej chwili. Z tych nasion nie tłoczono oleju

Jako ciekawostkę można dodać, że do rozgniatania orzechów nie stosowano dziadka do orzechów bo go nikt nie miał. Do tego celu służył młotek albo ostro zakończony kozik. Próbowałem rozłupywać je szewskim nożem - gnypem i później długo nosiłem zawiniętego kciuka biała szmatką. Jeszcze do nie dawna miałem w tym miejscu bliznę, dziś już nie mogę jej odnaleźć.

Spisał po latach:
Henryk Śliwa
wnuk Jana Dajczaka Halaburdy z Bzowicy
Stargard Szczeciński, czerwiec 2010 r.