Wiersze Jana Półtoraka - "Wnuka" cz.4
Dodane przez Remek dnia Stycznia 17 2010 19:47:33
Jan Półtorak "Wnuk" napisał ten wiersz w rocznice bitwy na Halczynie Dolinie, która zakończyła się sukcesem Kozaków i podpisaniem Ugody Zborowskiej w 1649 roku.

Starodawna powieść niesie jak tu były wielkie wojny,
a lud biedny krył się w lesie w dzień i w nocy niespokojny.
Jak tu Turcy i Tatarzy srodze kraj nasz najechali
o tym powie Zborów stary jak tu oni wojowali.
A lud biedny, zatrwożony z sobą w jasyr zabierali.
Jak Chmielnicki i Tatarzy pogodzone na układy
wioski, dwory i klasztory wydał hordzie na zagładę.
Jak z kościołów tak i z cerkwi wszystkie skarby zabierali
święte szaty w kale, we krwi, a i księży mordowali.
O tym świadczą te mogiły i rozliczne te kurhany,
ludzkie kości w nich pogniły, prochy pługiem zaorane.
Cześć i pamięć niechaj słynie bohaterom świętej wiary,
a pieśń ludu niechaj płynie przypomina wieki stare.
Na Halczynie Dolinie sterczy kamień twardy
Chmielnickiego są to czyny na pamiątkę dla pogardy.



Wiersz napisany na pamiątkę pięćsetnej rocznicy bitwy pod Grunwaldem.

Tam nad Nogatem, w zamku bogatym
tam gdzie Wisła wody swe toczy,
tam przed pięćset laty kraj nasz był bogaty,
tam całego świata zwracały się oczy.
Dziś w Malborskim zamku,
ruch, gwar bez ustanku,
a u mistrza krzyżaków, na sutym obiedzie
von Jungingen, wróg króla polskiego siedzi
i wspólnie przy kielichach, na tajnej naradzie
radzą rozbić Polskę, Litwę i o jej zagładzie.
Jak w Malborskim zamku,
ruch, gwar bez ustanku,
tak i w polskim kraju, ruch panował zbrojny,
formowano chorągwie, piechotę i zapasy na wojnę.
I ruszyły ogromne siły polskiego oręża,
najmądrzejsi wodzowie, silni mąż w męża,
by raz na zawsze uwolnić naród od wroga,
który wyniszczał narody pod tarczą krzyża i Boga.
Szła husaria skrzydlata w zbroi opancerzona.
Szły lekkie chorągwie, wyćwiczone, bitne jak ona.
Jechali przy królu rycerze najsławniejsi w Europie,
Sławę zdobyli na wojnie, w pojedynkach na szable i kopie.
Chluba rycerstwa Czarny Zawisza, Powała z Tczewa, Bolko z Oleśnicy.
I ruszyli, kruszyli kopie wroga w rękach jak woskowe świece.
A tu wieść radosna, książę Witold z wojskiem spieszy,
na takie spotkanie i powitanie, król i wojsko się cieszy.
I w wspólnym pochodzie do Kozienic wchodzą na szczyt wzgórza.
Tam namiot rozpięto, w nim miał ksiądz Msze świętą,
król pobożnie w modłach się zanurza.
Był to król pobożny, lecz i ostrożny, o wojsko dbał,
w szyku bojowym, lecz odpoczynek w lesie im dał.
Wrócił oddział z podjazdu i taki raport królowi zdał,
że pod Grunwaldem z cała potęgą Mistrz już stał.
Lecz i starszyzna widziała ze wzgórza krzyżackie szeregi,
zajmujące pola pod Grunwaldem po same brzegi.
Król się modlił, nie pragnął rozlewu krwi, zwlekał,
liczył na układy, na opamiętanie i na posłów czekał.
Lecz królowi przerwano modły, oznajmiono, że idą posły,
ale posłowie zamiast listu od Mistrza, miecze przyniosły
i stoją przed królem z butą i pogardą na twarzy.
Przyjm królu łaskawie, to od Mistrza w darze,
miecze godnie wyostrzone, to dla twej obrony,
a jeśli taka twoja wola, to odstąpimy co pola.
Nie kryj się w namiocie i swych wojsk w gęstwinie,
bo i tak cię klęska od nas już nie minie.
Król przybladł na twarzy, kazał przyjąć miecze,
spojrzał groźnie na posłów i tak do nich rzecze:
Przyjmuję te miecze od wrogów łaknących krwi mojej,
sam je przypaszę na karki wasze,
a Bóg mnie wesprze, da pomocy swojej
i tak w imię Boże hasło wojny trąbić każe.
I w tejże chwili krzyżackie szeregi ruszyły z kopyta
na ciężkich koniach, w pancerzach i hełmach,
a na nich pierwsza z szeregów polskich skoczyła Litwa
i tak się rozpoczęła pod Grunwaldem ta krwawa bitwa.
Litwini uderzyli z takim impetem i furią na wroga,
lecz poległo z nich tak wielu, że powstała trwoga.
Donośny świst piszczałki to sygnał dla Litwy,
żeby wycofała się i oddała innym pole bitwy.
I w tejże chwili jak huragan husaria zajmuje pole,
rozbija hełmy, tratuje wroga, ścina i kole.
Dopiero teraz rozszalała się najkrwawsza bitwa.
Spadają hełmy z głowami, ręce z szablami,
jęki konających, kwik i rżenie koni, opar się unosi,
lecz walka mordercza trwa, nikt o litość nie prosi.
Trwa bez wytchnienia, krew strugami płynie,
w czterech godzinach sześćdziesiąt tysięcy krzyżaków ginie,
a drugie tyle do niewoli wzięto.
I tak duma krzyżacka legła w mogile,
a naród Polski i Litwy, czci do dziś pamięć Jagiełły.



Balladę "O Janosiku" słowackim przywódcy zbójników urodzonym 25.01.1688 roku w Terchovej, bohaterze narodowym Słowaków, który grabił bogatych i rozdawał biednym i za swe czyny zawisł na szubienicy 18.03.1713 roku, napisał Jan Półtorak "Wnuk" w dwusetną rocznicę urodzin bohatera.

Z orawskiego zamku chłopcy spozierają,
czy się po pod Tatry buczki rozwijają.
Idzie bystra woda, halniok w Kościelisku,
marnie giną chłopcy w orawskim zamczysku.
Czyj że to tam chłopak stoi u futryny?
By to Jasiek z Polan Józkowej Marcyny?
Wartko siwa woda w Kościelisku płynie,
ale on nie wróci ku swojej dziewczynie.
Mówiła mu matka, nie goń ty po drogach,
by ci nie zbercały łańcuchy na nogach.
Nie chodź poza buki na ludzkie barany,
byś nie gnił na zamku w ciemni ukowany.
Mówiło mu dziewczę, zalało się łzami,
Jasiu mój kochany, nie chodź z zbójnikami.
Nie chodź z zbójnikami, husarzy cię chwycą,
będziesz ziąbł na mrozie po pod szubienicą.
Głowicke ci zetną, zasyją cię w grobie,
moje siwe oczka wypłaczę po tobie.
We drzwi od komory zadźwięczał obusek,
nasypi Jaś Hance dukatów fartusek.
Sparł się Jasiek na swojej siekierce,
opowiada matce i swojej fryjercy.
Chodź tam orawców było sto tysięcy,
ja się ich tak boję, jako wilk zajęcy.
Zebrał towarzyszy, śpiewali mu chórem,
daleko, szeroko idzie echo borem.
Idzie Jasiek szumnie, wysoko się niesie,
że się mało znajdzie, wyższe drzewo w lesie.
tąpa przez Orawę, a ze ziemia jęczy,
piórko mu się miga, zbroja na nim brzęczy.
Choćby się zjechali husarzy z szablami,
to ja się wywinę z ciupagą nad wami.
Kazał palić miasto, na wsie cztery rogi,
nie chciał po ćmie macać, miedzy pola drogi
Zobaczyli ogień husarzy czerwony,
wiatr ich konie niesie, przez pola, zagony.
Przyjechali duchem w brzęczącym rynsztunku,
dopadli zbójników jeszcze na rabunku.
Bronią się zbójnicy, skaczą ponad dachy,
migają się w słońcu, jako gwiazdy blachy.
Leje się krew po nich, jak po smrekach smoła,
darmo ty się bronisz, kiej na cię śmierć woła.
Broni się Jaś broni, ostrą ciupaga się broni,
trzynastu husarzy w mig on zwalił z koni.
Czternasty go husarz dźgnął pod ziobro,
nie pójdziesz ty więcej już na ludzkie dobro.
Ukuli ich wszystkich w żelazne okowy,
wiedli ich przy koniach w dziedziniec zamkowy.
Tam ich rychter zamknął na zamku wysokim,
stamtąd spoglądają zapłakanym okiem.
Ej Boże, mój Boże, żeby ja się wrócił,
bych rajtarem orał, husarzami młócił.
Jasio na zamku w żelaznych okowach,
a husaria w lesie, zawodzi przy krowach.
Po coś go rodziła mamciu moja miła,
kiej go wieszać pójdą, będziesz się hańbiła.
Strzegłaś jego matko jako swej źrenicy,
a dziś go wiozą na kij szubienicy.
Chowałaś go matko jak tego sokoła,
a dziś go rzucą do ciemnego doła.
Nieście mi matulu łóżeczka na dwoje,
drewniana trumienko, będzie łóżko moje.
Sama se w nim legnę, już więcej nie stanę,
będę jak ta limba, samiutka w polanie.



Jan Półtorak Jan Półtorak "Wnuk" urodzony w Trościańcu Wielkim ok. 1844 - zmarły 20 stycznia 1933 w wieku 88 lat w Załoźcach, był poetą, literatem, nauczycielem ludowym, współpracownikiem czasopisma "Kłos", członkiem PSL i krzewicielem polskości na Podolu. Zakładał biblioteki w okolicznych wsiach i czytał prasę, oraz książki po polsku miejscowej ludności. Był uzdolnionym artystą który wykonywał własnoręcznie meble. Zostały one zaprezentowane na wystawie we Wiedniu jako wyroby rzemiosła z Galicji.

Piękne wspomnienie pośmiertne o nim z krakowskiego pisma "Ilustrowany Kuryer Codzienny" zamieściliśmy w osobnym artykule Jan Półtorak - z kroniki żałobnej

Bardzo dziękujemy krewnym Autora, z podolskich rodów Kotowiczów i Półtoraków, za dostarczenie tych wierszy.