Polowania na słonkę w lasach olejowskich
Dodane przez Remek dnia Marca 08 2009 18:02:47
Słonka (Scolopax rusticola) - według Wikipedii średni ptak wędrowny z rodziny bekasowatych, w Polsce łowny od dnia 1 września do dnia 21 grudnia.

Słonka
(obrazek z Wikipedii)




[źródło: Kazimierz hr. Wodzicki: "Zapiski Ornitologiczne", część X: "Słonka". Lwów 1929. Nakładem księgarni Gubrynowicza i syna. Przedruk z "Łowca", Lwów 1886. Zachowano oryginalną pisownię.]


POLOWANIA NA SŁONKĘ W LASACH OLEJOWSKICH


W r. 1857 zamieszkałem w Olejowie, gdzie polowanie na słonki wcale nie było znane, i do tej chwili padło na tym gruncie 4082 słonek. Były lata obfitego ciągu, miernego i nader skąpego, bywały też lata bez polowania. Najkorzystniejsze były w roku 1872, bo ubito 495, w roku 1873 - 436, w roku 1869 - 398.

Bywały ciągi, na których z wysileniem ubijaliśmy ledwie 80, 70, nawet 60 tylko słonek. Nawalne ciągi bywały zawsze w jesieni, na wiosnę zaś zwykle małe zdobycze przynosiliśmy do domu mimo troskliwego śledzenia. W przeciągu tych lat jedynie w dwóch wiosnach ubiliśmy wyżej stu słonek. Łatwo tę zagadkę rozwiązać, okolica na dziale wód wysoko położona, obfituje w śniegi, gdy więc na nizinach już się znajdują owe ptaki w znacznej liczbie, to tu lasy jeszcze w śnie zimowym pogrążone, w jesieni zaś jako na kraniec lesistych przestrzeni z krzaczystemi pastwiskami, z rozrzuconemi lasami wśród łąk i pól, słonki przylatują jakby na dworce żelaznej kolei, oczekując pospiesznego pociągu czyli wiatru, sprzyjającego podróży. Kilkakrotnie wydarzało się nam zupełne wybicie słonek, a po kilku dniach była znowu, jeżeli nie większa, to ta sama ich ilość. Niekiedy zajęci polowaniem w innych lasach lub gospodarstwem, nie mogliśmy zwiedzać ulubionych krzaków, to wtedy, bez przesady, naleciało tam 100 do 200 słonek, tak, iż nieraz po południu nikt naboju niemiał i musieliśmy mimowoli powracać do domu. Najwyższa liczba ubitych ptaków w kilku godzinach była 68.

Skutek zły lub dobry polowania zależy od miejscowości nawiedzanej przez słonki. Jeżeli z powodu zimna lub słoty zamieszkiwały lasy i strzelane były po drogach i linjach, to dawały nam nader słabą dziesięcinę; przeciwnie w dniach cieplejszych i na krzakach ponosiły straszliwe klęski. Mimo wrodzonej lękliwości i ostrożności, często niewystrzelane wczoraj, dziś bywały ubite, widocznie nie miały odwagi wędrować z przeciwnym wiatrem, ani się przenosić do sąsiednich lasów.

Gdym się już odważył opisać polowanie na słonki w Olejowie, to dodam jeszcze słów kilka o tegorocznym ciągu, wiedząc, że Redakcja skwapliwie chwyta takie sprawozdania. Na wiosnę, po łagodnej zimie, pojawiły się pojedyncze słonki już 22-go marca. Koło 30-go było ich znacznie więcej, a najlepszy ciąg odbył się między 6-ym a 12-ym kwietnia. Czas był słotny i chłodny, drogi śnieżno-błotniste, komunikacje z dalszemi lasami utrudnione, a na krzakach z powodu zimna słonek wcale nie było, ciąg był skąpy i z wysileniem ubiliśmy 29. Już minęły były trzy lata bez rozkoszy dla myśliwych, zdawało się, że ulubione ptaki obrały inny kierunek, omijając zabójczy dla nich Olejów. Ale obawę uspokoił ciąg z r. 1885. Pierwsze pojedyncze słonki pojawiły się od 21-go września do końca tego miesiąca, obfity ciąg począł się 5-go października i trwał do 20-go. - 5 października spotkaliśmy do 40-tu, w tych samych krzakach 12-go pojawiło się znowu 30, a 17-go trzeci ciąg najobfitszy odbył się w tej samej miejscowości i śmiało twierdzić mogę, że mało która słonka zdołała na wschód powędrować. W innych krzakach wystrzeliwane trzykrotnie, ponownie zapadały, a na zboczy krzaczystej, długości dwóch kilometrów przebywały od 28-go września do 25-go października, mimo srogiego prześladowania czterema polowaniami. Mili goście prawie przez miesiąc cały bawili u nas - ręka mi się trzęsie, gdy piszę - w gościnie i zostawili nam na pamiątkę 223 poległych. Niewątpliwie byłoby zastrzelonych 300, gdyby myśliwi byli w większej liczbie i dobrze strzelający, my zaś polowaliśmy tylko we czterech, a często we trzech. Wprawdzie znamy stanowiska i ulubione przeloty, wiemy, gdzie zapadają i jak je gonić wypada, jednak znaczna liczba przeleciała bez strzału lub też zadaleko od myśliwego. Rozumny to ptak, myślący i korzystający z doświadczenia, pozna on w krótkim czasie grozę niebezpieczeństwa, określi sobie sytuację, wzniesie się wysoko i zniknie z oczów lub też poszyje w dalekie mioty już niedostępne. (...)

Niekiedy koło św. Michała, 20-go września, pojawiały się słonki w dosyć znacznej liczbie, lecz przeciętnie najobfitszy ciąg, jak świadczą moje notatki, odbywał się między 5-tym a 15 października, ciąg zaś po 20-tym uważam za wyjątkowy. Bywają zagadkowe ciągi, spóźnione na podobieństwo pociągów kolejowych i dwa takie mam zapisane. Po zebraniu dosyć małej zdobyczy opuściłem moją siedzibę 16-go października, a powróciłem w ostatnich dniach tego miesiąca i jeszcze polowałem na słonki, które się zatrzymywały do pierwszych dni listopada z niedocieczonych przyczyn; już przymrozki dokuczały, śnieżek prószył, a służba leśna nie przestawała donosić mi o słonkach. Zaiste zagadkowe bywają w tym względzie zjawiska, wyryte w mojej pamięci. I tak w r. 1883 odbył się ciąg obfity, począwszy od 1-go października do 15-go; z tym dniem coraz więcej ubywało wędrowców do tego stopnia, że przestałem polować, uważałem słonczą kampanję za skończoną, lecz inaczej los zrządził. W dniu 23-go października zerwała się burza, druzgocąca lasy, uragan z deszczem lodowatym i mokrym śniegiem mroził dokuczliwie; nie było człowieka, któryby się odważył wyjść w otwarte pole, z północy bowiem dął nielitościwie wicher. W dniu 24-go uwiadamiają nas o pojawieniu się słonek; wieczorem tegoż dnia donoszą dozorcy ze wszystkich rewirów, że nigdy nie widzieli tyle ptaków razem siedzących. Rzeczywiście przybyły wtedy hurmy słonek i to dużego gatunku nie do obliczenia; zapadły one po wszystkich lasach, po krzakach. Zaskoczone tą niespodzianką atmosferyczną, słonki zmuszone zostały do przerwania podróży tak raptownie, że siadały na polach, rolach i łąkach z nader rzadkiemi zarostami. Zaiste trudno było wtedy wybrać rewiry do polowania, a rozkosz, mimo dokuczliwego powietrza niezmierna; namiętny myśliwy mógł upadać ze znużenia, nabawić się zapalenia płuc, ale polować musiał aż do ostatniego dnia pobytu niespodzianych gości. Nasza rozkosz trwała niestety tylko przez trzy dni, powietrze złagodniało, wiatr się uciszył i wędrowcy podążyli na wschód, pozostawiając w Olejowie 103 trupów. Mała liczba strzelców i to niedoborowych, dotkliwe zimno były przyczyną skąpej zdobyczy w stosunku do liczby ptaków, które z powodu zmęczenia i przemoczenia łatwe były do strzelania. To tłumne zapadanie słonek wyjaśnia gwałtowna burza, połączona ze śnieżycą, ale zagadkowy tak spóźniony ciąg tem trudniejszy do usprawiedliwienia, że ciąg poprzedzający był normalny i liczny. Dlaczego się te słonki spóźniły, gdzie latowały i skąd do nas zapędzone zostały, pozostanie tajemnicą. (...)

Często donosi mi służba leśna, rozstawiona po linjach i drogach, że ciągnęły 3 lub 4 słonki, a gdy ich szukam, okazuje się 15 do 20. Zdawałoby się, że to słonki, które nad wieczorem i nad ranem nadleciały, że zatem nie mogły się okazać na ciągu, lecz przekonałem się o ich pobycie kilkudniowym w moich lasach. Olejów, zwany stacją słonczą, nie może dać na wiosnę uroczego ciągu, gdzieniegdzie tylko pojedyncze przeciągają, ale nie zdarzyło się, żeby kto z myśliwych zabił jednego wieczora dwie słonki. W niektórych rewirach można kierunek ciągnących słonek nazwać wekslami ptaków, jak innej zwierzyny, w innych niemal co wieczór ciągną innemi linjami i gdy nam się zdaje, żeśmy wypatrzyli ich dążenie, okazuje się, że zupełnie inną drogą ciągnęły. Takich lasów znam wiele, do nich należą i olejowskie, z niewdzięcznym ciągiem, nie do pochwycenia. Przeciągają tak w jesieni jak na wiosnę pojedyncze słonki; są to awangardy, lub ptaki bez samiczek i rodziny, istne pasibrzuchy, oblane i okrągłe jak gałki, na wiosnę zaś, szczególnie przy spóźnionym ciągu, przylatują w parkach; wtedy z polowaniem na nie śpieszyć się należy, gdyż one odlecą wkrótce na lęgowiska. W jesieni przybywają rodziny, złożone zawsze z sześciu ptaków, jeżeli który nie zginął i według mego zdania, wędrują rodzinami do pewnych stacyj, gromadzących znaczną ilość słonek; z tych stacyj prawdopodobnie już w znacznych stadach lecą, inaczej bowiem nie można sobie wyjaśnić pojawienia się kilkudziesięciu lub kilkuset słonek na jednem miejscu, gdzie ich wczoraj wcale nie było. Zdarzało się u mnie nadlatywanie mało-liczebnych stadek, które wybijaliśmy, ale nieraz też stopniowo naleciało kilkadziesiąt słonek, które nad ranem szybkim pociągiem pospieszyły na wschód, nie pozostawiając ani jednej w krzakach. Nie znam ptaków, któreby pojedynczo wędrowały, a u słonek widzimy ten zwyczaj corocznie, na wiosnę zaś lecą parkami. Słonki ciągną przy wschodzie i zachodzie słońca, nigdy w ciemnych nocach. Gdzie spostrzegą odpowiednie miejsce, spoczywają, a nad ranem ruszają w dalszą podróż. Jako ptaki nader ostrożne i trwożliwe lękają się światła dnia i blasku słońca, na dzień więc dążą do zarośli. Mniemam jednak, że gdy ciąg się opóźni i termin jego naciska, ciągną słonki w dzień i w nocy, lecz w takiej wysokości, jakiej cedry Libanu nie dosięgają, wysokości, wychodzącej z zakresu badania. Siedząc wieczorami na zasadce przytulony do pnia na kraju lasu, widywałem nader często przybywające słonki, lecz więcej jak sześć nigdy nie naliczyłem; być może, że większe też stadka nadlatują, ale ja ich nie widziałem, na wiosnę zaś nie udało mi się podpatrzyć przylatujących słonek. (...)

Najważniejsze dla myśliwych, aby znali sposoby szpiegowania przylotu i odlotu słonek bez znacznych kosztów, bez płoszenia hodowanego zwierza. Ciąg odbywa się najczęściej tak w jesieni, jak na wiosnę w czasie zakładania kultur leśnych, szkółek, przesadzania sadzonek i t. d. U siebie zaprowadziłem od niepamiętnych czasów ten zwyczaj, że robotnicy wieczorem przeganiają jeden lub dwa mioty, w których prawdopodobnie słonki znajdować się mogą milczkiem, i tego systemu radzę się trzymać. Przeganianie liczną nagonką jest kosztowne i wypłasza zwierza, szczególnie ono szkodliwe na wiosnę, gdy sarny i zajęczyce kotne wymagają spokoju. Przy pilnym i troskliwym dozorze straży leśnej jest jeszcze inny łatwiejszy i pewniejszy sposób. Wiadomo, że słonka z własnej woli nigdy się z gąszczu nie poderwie, lecz wybiega na linje, ścieżki, drogi lub leśne łączki, na których żeruje. Jeżeli wieczorami i nad ranem gajowi chodzą po tych miejscach, zawsze spłoszą słonki, gdy są w rewirze. Na wiosnę szpiegowanie o tyle łatwiejsze, o ile słonki krążą, szukając się wzajemnie, później zaś nader łatwo je wykryć po wydawanym głosie. Jak już wyżej wspomniałem, trzeba słonek szukać, gdy ich jeszcze niema, zwłaszcza przy lekkim wietrze wschodnim na wiosnę, zachodnim lub północnym w jesieni. Krocie razy meldowano mi o nieobecności słonek, towarzysze twierdzili, że nie było ciągu i niejedna partja poleciała do Arabów lub do Szwedów i Hucułów z powodu niedokładnego szpiegowania. Doświadczenie nauczyło nie szukać słonek na wiosnę w rzadkich krzakach, ani też w lesie, ku północy zwróconym, a szukać ich w jesieni w zaroślach na północ i zachód położonych. Nauczyło też ono nas nie szpiegować w czasie zimnej słoty i wichrów po krzakach, bo wtedy chronią się do gąszczów i wysokopiennych lasów. W rewirze, znanym jako słonczy, przypominam sobie kilka polowań bez powodzenia w krzakach, a gdyśmy weszli do spokojnego zacisza leśnego, ruszyliśmy znaczną liczbę słonek. Chronią się one do lasu, ale przy powrocie słońca i ciepła znowu wylecą i pobiegną do krzaków i pastwisk zarosłych. (...)

Kończąc moją ramotkę w dniu dzisiejszym, ze smutkiem patrzę na prześcieradłem okryte lasy, na śniegi łokciowej wysokości, drżę na wspomnienie kilkustopniowych mrozów w nocy, z uczuciem czułego ornitologa dzielę dolę naszych, wiernych towarzyszów, stawiających się o chłodzie i głodzie na termin wskazany, nie uwzględniwszy kaprysów naszej polskiej wiosny. Nadleciały miłe skowronki i nucą pieśń na cześć wiosny, lamentują czajki na białych łąkach, szukając cieplic, szpaki tłumnie uganiają, zdziwione białem nakryciem bez pożywienia dla nich, gołębie siniaki już w parach lub pojedynczo latające, o gruchaniu w tej niedoli zapomniały, gęsi ciągną nisko, bo wyżej jeszcze mroźno, nawet raszka i kos w małej ilości, wystawione na głodową śmierć, gdyż prawo przyrody nie dozwala im cofnąć się ku łagodniejszym strefom. Jakże mam przypuścić, że słonka bez obuwia i berlaczów siądzie na tym głębokim śniegu, z którego ledwie pniaki sterczą. Być więc może, że ciąg nizinami się odbędzie i pominie gościnny Olejów, co mnie jednak wcale do dalszych poszukiwań nie zniechęci, radzę też to uczynić każdemu myśliwemu w ciągu swego życia. Istna to loterja, wiele losów bywa wygranych, wiele też przegranych, na tem nam wszakże zależeć powinno, by mając trafny numer, z własnej woli go nie stracić. Kończę tę monografję i tak za długą i nużącą, przyznaję mylność mego twierdzenia, jakoby w takich warunkach słonki nie mogły przylecieć. Otóż na to lodowate prześcieradło nadleciało w kilku pojedynczych rewirach sześć słonek; czy zostaną, trudno będzie sprawdzić, gdyż rozmoknięte śniegi i płynące wody przerwały zupełnie komunikację. Pierwszą widziano 1-go i 2-go, zaś już kilka nadciągnęło i widziano jednę ciągnącą bez świstu i chrapania. (...)

Olejów 3 kwietnia 1886.