List mieszkańca Trościańca o jego wojennych przeżyciach
Dodane przez Kazimierz dnia Lipca 06 2008 23:35:32
Dąbrowa, dnia 27.4.1950.
Do stołu siadam, biały papier rozkładam, za pióro chwytam, z Tobą kochana rodzino się witam, nie rękami, tylko Bożymi słowami. Idź mój listku drogi, bo ja iść nie mogę, przez góry, wody i doliny do mojej kochanej Rodziny. A jak przyjdziesz blisko, pokłoń się im nisko, jak dojdziesz do proga pochwal Pana Boga. Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
Kochana Siostrzenico! Gieniu, oraz cała Rodzino!
List który był pisany 5.IV od ciebie otrzymałem, za który Ci ślicznie dziękuję żeś nam odpisała i również [że] napisałaś nam o Waszej podróży, którąście odbywali od roku 44 aż do 1949, aż wreszcie dotarliście szczęśliwie do mety. I tak uważam, że to już będzie koniec Waszemu podróżowaniu, bo na pewno słyszycie się szczęśliwymi jak u siebie w domu.
Bo co się tyczy do nas, to na razie jesteśmy Bogu dzięki zdrowi, którego zdrowia i Wam wszystkim ze szczerego serca życzymy. Roboty u nas nie brakuje, mamy ją aż zanadto. Kawałeczek chleba dzięki Bogu też mamy, a do chleba też można wszystkiego nabyć z powodzeniem. Od czasu do czasu mamy zabawy, różne przedstawienia, różne pogadanki gospodarcze i t.d. Słowem powiedzieć, że powodzenie mamy dość dobre i życie wesołe. Ale kto ma w kieszeni, to na to może sobie pozwolić. A co się tyczy ubrania, to też jużeśmy się troszkę przebrali, a gdzieniektóre ubrania mamy jeszcze z domu. Bo co nam wojna nie zniszczyła i banderowcy nam zostawili, to wszystkośmy przywieźli ze sobą i jedną krowę. Ale i za to dziękujemy Bogu że żyjemy i tak dalej zdążamy do mety, z resztą niech się Bóg nami opiekuje.
A teraz kochana Gieniu pytasz mnie o swoją ciocię Teklę. Co się tyczy cioci to Ci tego dokładnie nie napiszę, gdzie ona mieszka. Tylko wiem, że jest w Trościańcu sama, a u kogo mieszka, to Ci o tym nie napiszę. Tylko parę razy spotkałem się z nią na wiosce. Bardzo była zakłopotana, bo jak Wam wiadomo mąż jej nie żyje i jeden syn też nie żyje, a drugi syn poszedł na wojnę do ruskiego wojska, a czy wrócił, to o tym nie wiem. A Trościaniec, to jak Wam wiadomo, został cały zniszczony. A co teraz tam się dzieje, to o tym nic nie wiemy, bo nie ma nikt stamtąd żadnej wiadomości. Tylko Józef Konobra jest w Poznańskim, to mówią ludzie, że on dostaje wiadomości od rodziny Jaśnijów.
A teraz kochana Rodzino napiszę wam o naszej podróży. W 1944 roku po froncie wróciliśmy na swoje gospodarstwo. Dom nasz i stajnie stały zniszczone, ale nie całkiem, jeszcześmy ich po trochu odremontowali. A stodoła była całkiem rozebrana i po bunkrach rozciągniona. Mieszkaliśmy w swoim domu do późnej jesieni i nieboszczka bratowa Hanka z Anielcią też tam mieszkały. Ale jak nam niebezpieczeństwo groziło, więc uciekliśmy do Trościańca. Tylko została bratowa Hanka z córką Anielą na folwarku, bo one mówiły, że się nie boją. I tak tam mieszkali do 4. lutego 1945 roku, aż ich obydwie tam w chałupie zamordowali. A my męczyliśmy się u Franka Olendra, bo poprawiliśmy trochę ten dom, bo też go całkiem kule nie rozbiły. Mieszkało nas w tym domu 6 rodzin do 6 marca 1945 r. 6 marca wywieźliśmy się do Młynowiec na rampę i tam czekaliśmy na wyjazd aż do 8 kwietnia. To możecie sobie wyobrazić, co [to] było za życie pod gołym niebem.
Byłem parę razy w Kabarowcach. Chodziłem tam za sieczką dla krowy i byłem na Waszym podwórzu. Stodoła Wasza i stajnie były rozbite całkiem, a dom też był w 50% zniszczony. Ale że tam mieszkała jakaś kobieta z Jackowiec, oświadczyłem się przed nią, co ja za jeden i prosiłem ją, ażeby mnie czym troszkę wspomogła. Więc ona mnie wyprowadziła na strych, żebym ja tam nabrał worek plewy dla krowy, a sama zamknęła drzwi i gdzieś poszła. Więc mnie strach zebrał i uciekłem stamtąd i więcej jużem tam nie był.
A ósmego kwietnia cały transport. Załadowali nas 93 rodziny samych Trościanieckich i przywieźli nas aż do miasta Opola na Śląsk Górny, a stąd nas rozsiedlali po wioskach po niemieckich gospodarstwach. Nas i jeszcze kilkanaście rodzin Trościanieckich przywieźli do Dąbrowy i do sąsiednich wiosek. I tak dotychczas prowadzimy swoje tułacze życie i dobiegamy końca naszej mety.
Na tym kończę to swoje pisanie, a reszty będziemy się rozpisywać w następnych listach, jak będziemy żyli. Zasyłamy Wam wszystkim razem serdeczne Pozdrowienia. Zostańcie zdrowi i niech Wam wszystkim Bóg błogosławi w Waszym życiu, czego Wam ze szczerego serca życzymy - Wasza Rodzina.
Dajczak Franek.
A za swoją matkę a moją siostrę Kasię nie zapominajcie, to jak przeżyjemy to jeszcze ją na starość ożenimy, to i ja tam będę