Majątki galicyjskie w pierwszych latach rządów Austriaków
Dodane przez Remek dnia Stycznia 13 2008 16:49:56
Część czwarta wspomnień Michała Starzeńskiego. Gospodarowanie w galicyjskich majątkach szlacheckich w pierwszych latach rządów Austriaków. Dla Starzeńskich był to okres - jak byśmy to dziś nazwali - "prosperity" i powiększania rodzinnego majątku. Rezydujący w Olejowie hrabia Maciej korzystał z wiedzy i umiejętności dobrze wykształconego syna.



[źródło: "Na schyłku dni Rzeczypospolitej. Kartki z pamiętnika Michała Starzeńskiego (1757-1795)". Wydał Henryk Mościcki. Warszawa 1914, nakładem Księgarni Gebethnera i Wolffa.] Zachowano oryginalną pisownię. Datowanie orientacyjne, bo autor, zapewne spisując swe wspomnienia po latach, nie wszędzie umieszczał daty.

1778

Gospodarstwo Austryaków, jakkolwiek niemiłe dla Galicyi, miało jednak swoje dobre strony, a mianowicie ułatwiało kupno ziemi i przyczyniało się do wzbogacenia obywateli. Stało się to sposobem następującym. Cesarzowa Marya Teresa zagwarantowała była aktem podziału Polski prawo własności obywatelom, a starostom używalność dożywotnią dochodów. Wszystkie starostwa płaciły czwartą część dochodów wedle taryfy z r. 1768. Ta czwarta część czyli 25% stanowiła w rzeczywistości 7%. Syn i następca Maryi Teresy posiadał szerokie i ambitne plany, których wypełnienie pociągało za sobą znaczne wydatki. Aby wzbogacić skarb, postanowił za jakąbądź cenę spieniężyć wszystkie starostwa i dobra koronne w Galicyi, które przynosiły niezmiernie mały dochód. To też warunki kupna tych majątków postawił tak łatwe, że panowie szlachta rzucili się skwapliwie do zawierania umów z rządem. I tak: Wartość ziemi obliczono według taryfy z r. 1765. Następnie wzywano starostów, aby dożywotnie prawa do dochodów zamieniali na prawa własności, przyczem połowę należności mieli płacić ratami w ciągu lat pięciu z 5%, drugą połowę płacili ich spadkobiercy. Co się tyczy stempla, opłacano pewien nieznaczny t. zw. kaufszelling przy zawieraniu umowy. Z podatków starostowie płacili 12%, reszta przypadała na chłopów.

O osiem mil od Olejowa leżała Mogilnica, gdzie starostą był niejaki Skrzetuski. Był to wielki utracyusz, który życie całe spędzał w Warszawie, żył w przyjaźni z wojewodą ruskim, który niejednokrotnie płacił jego długi, a pomimo tego lubił go i cenił. Skrzetuski, jak i inni, zawarł umowę z rządem i zapłacił dwie raty. Skoro jednak nadszedł termin trzeciej, pan Skrzetuski nie miał pieniędzy i groziła mu egzekucja sądowa lub unieważnienie dwóch pierwszych rat. Przybył zatem do Olejowa z prośbą o pożyczenie pieniędzy. Poczęliśmy się zastanawiać nad tym interesem z ojcem i doszliśmy do przekonania, że Skrzetuski, mając do płacenia 3 raty, t. j. 3/10 wartości majątku, przy 150,000 dawnych długów, w żaden sposób nie potrafi utrzymać się przy majątku. W ciągu jego wizyty w Olejowie, udałem się do Mogilnicy, obejrzałem majątki i powróciwszy zdałem ojcu sekretny raport. Wyłożyliśmy wówczas panu Skrzetuskiemu jasno cały stan jego interesów i zamiast pożyczki zaproponowaliśmy kupno starostwa za cenę 450,000 florenów, t. j. o 130,000 fl. wyżej nad cenę oznaczoną przez rząd. Skrzetuski przekonany zgodził się chętnie na ten projekt. Po spłaceniu długów pozostawało mu około 10,000 fl. na czysto. W czasie kontraktów lwowskich otrzymałem zezwolenie rządu, aby wejść w prawa Skrzetuskiego, a 15 marca 1781 przeprowadziłem ostateczne rachunki z włościanami. W majątkach tych ojciec ustanowił ekonomię, która do rąk oddawała mu 60,000 fl. rocznie.



1783?

Kontrakta lwowskie nie odznaczały się niczem ważniejszem w tym roku, ale ojciec mój zażądał mojego przyjazdu, bo miał ciężkie bardzo z rządem kłopoty. Wyszło rozporządzenie ogólnych nowych pomiarów we wszystkich krajach, należących do korony austryackiej. Pomiary te były w celu opodatkowania gruntowego.

Cesarz Józef II dużo przebywał z ekonomistami francuskimi, przejął się ich systemem; otoczywszy się demagogami, przyswoił sobie ich idee niewykonalne. Skoro miały być już ziemie na nowo pomorgowane, chłopi mieli otrzymać swe grunta na własność, mieli być uwolnieni od wszelkich powinności pańszczyźnianych względem panów a panowie... panowie byliby zmuszeni opuścić swoje folwarki i oddalić się. Powinności chłopskie zamienione na pieniądze miały przynieść rządowi nieprzeliczone sumy. Liesganig, jezuita i kilku innych geometrów wyrachowało ilość mil kwadratowych, te mile zamienione na morgi, to wszystko pomnożone przez pewną sumę podatkową, stanowiło dla rządu miliony milionów. Ale trzeba było rozpocząć pomiary, uskutecznienie ich wymagało przynajmniej 40,000 geometrów, ażeby rozrachować te masy gruntów, rozrzuconych po takich obszarach i rozdzielić je odpowiednio. Trzeba było przytem zdolnych taksatorów, którzyby umieli klasyfikować ziemie orne, łąki, pola, pastwiska, zagajniki i lasy. Ale to mniejsza. Wielkie geniusze nie znają przeszkód. Posłano ze dwudziestu inżynierów do większych miast, tam werbowano studentów, pisarzy, synów popów, dawano im naprędce wskazówki mierzenia pól i elementarnych zasad geometrycznych, a po kilkudniowej nauce dawano im do rąk świadectwa odbytych nauk i uzdolnienia i wypuszczono tym sposobem 10,000 geometrów, których rozesłano do rozmaitych majątków, gdzie mieli mierzyć, notabene na koszt właścicieli.

Mój ojciec miał takich dwudziestu w swoich majątkach: Olejowie, Markopolu, Sasowie, Mogielnicy i Koniuszkowie. Trzeba było dawać na ich utrzymanie, a nawet na fantazye. Główni inżynierowie kontrolowali od czasu do czasu pracę nowicyuszów, ale najczęściej zamiast poprawić darli papiery, przekreślali mapy i rozpoczynało się na nowo. Cała administracya dóbr mego ojca nie wystarczała tym ogromnym robotom. Moi dwaj bracia, Stanisław i Ksawery, Jachimowski, Wollfart - zajęci byli nieustannie tymi pomiarami, a także przyjmowaniem i zabawianiem panów geometrów, z czego się wywiązywały bardzo nieprzyjemne kolizye.

Ale co było jeszcze gorszem, to, że panowie miernicy podburzali włościan, co spowodowało w niektórych okolicach Galicyi zupełne zawieszenie robót w polu. Żniwa tak się opóźniły, że śnieg pokrył znaczną część zbiorów, w górzystych więc stronach Galicyi przyszedł głód. Przeszło 40,000 ludności wymarło z niedostatku. Wyrzucano właścicielom, że nie ratowali w porę, a jak tu było ratować, kiedy zboże zostało na polu nie zebrane. Nie wiele brakowało do ogólnego buntu chłopów przeciw panom.

Miałem wpierw sposobność zaznajomienia się i zyskania zaufania i szacunku włościan mego ojca. Teraz więc jeździłem po wsiach, rozmawiałem, uspakajałem umysły i dzięki temu utrzymała się pożądana harmonia i porządek wszędzie. Pomagałem braciom i rządcom, nie szczędząc trudu ani pracy. To też u nas najprędzej ukończone zostały pomiary, te posłużyły przynajmniej do poznania prawdziwej wartości dóbr nowonabytych; była to dla właścicieli jedyna korzyść osiągnięta z tylu trudów. Znaczna część panów galicyjskich, znudzonych nieprzyjemnymi stosunkami z urzędnikami od pomiarów, zgryzionych hardością chłopów, opuściła majątki, jedni wynieśli się na Wołyń lub Podole, inni pobankrutowali, albo też trawieni żółcią lub rażeni apopleksyą poumierali.