Zapomniana ziemia - Załoźce zimą 1920 / 1921
Dodane przez Remek dnia Marca 25 2014 15:39:21
Źródło: Słowo Polskie. Rok XXVI. Nr 29. Lwów, czwartek 20 stycznia 1921. Wydanie popołudniowe. Zachowano oryginalną pisownię.

Zapomniana ziemia.
Załoźce w styczniu.


Niema chyba w Małopolsce wschodniej kąta tak strasznie wojną wyniszczonego jak pas nadgraniczny powiatu zborowskiego. Rowy strzeleckie biegnące we wszystkich kierunkach świata przemieniły tę połać kraju ongiś żyzną i bogatą w pustynię pełną lepianek i ruin i okopów.

Pola leżą odłogiem z powodu braku koni i maszyn rolniczych, które Niemcy, ewakuując w r. 1915 i 1916 ludność tutejszych wsi częścią wywieźli. Skutkiem wojny światowej niektóre z ewakuowanych wsi ze "względów strategicznych" spalono, zrabowano doszczętnie i doprowadzono do takiej ruiny, że głęboki żal serca rozpiera, widząc ludność kresową przeważnie narodowości polskiej, cisnącą się gromadnie w napół rozwalonych chałupach, lepiankach i okopach, bez dobytku i strawy. To nic dziwnego, że sporadycznie wybuchający wśród ludności dur plamisty, hiszpanka porywa coraz to nowe ofiary. O hygienie w takich warunkach nie może być mowy, tembardziej, że pas nadgraniczny leży o 26 km. od najbliższej stacji kolejowej w Zborowie, gdzie jest lekarz powiatowy - niestety bardzo rzadko zaglądający w te strony. Jedyną w tym względzie pomocą jest dowództwo placu i kordonu granicznego w Załoźcach, które wraz z swoją siłą lekarską objeżdża wsie nadgraniczne i okolicę, kontroluje stosunki sanitarne, udziela chętnie pomocy lekarskiej i nie szczędzi pouczeń i środków zapobiegawczych przeciw możliwym epidemiom.

Wśród tego pasu granicznego leży jedna z ostatnich placówek polskich na kresach wschodnich miasteczko Załoźce. Miasteczko to leżące na trakcie dróg handlowych ze wschodu przed wojną skupiało w sobie inteligencję polską i cały ruch narodowy. Była tu szkoła polska, seminarium żeńskie prowadzone przez zakonnice, urząd pocztowy, sąd, straż skarbowa i wiele innych urzędów obsadzonych przeważnie Polakami. Życie towarzyskie skupiało się w Sokole, którego piękny niegdyś budynek bez dachu, okien i drzwi czeka zmiłowania sekcji odbudowy w Zborowie. I rzeczywiście piękne to, pełne życia miasteczko, dziś tak jak i okoliczne wsie, przedstawia dziś obraz nędzy i rozpaczy. Więcej jak połowa miasta leży w gruzach. Z opresji wojennej częściowo tylko ocalał kościół i przylegający do niego klasztor także bez dachu, drzwi, okien i kilkadziesiąt domów, które mieszkańcy jak mogą naprawiają, by choć częściowo zabezpieczyć się przed mrozami, jakie w połowie grudnia nastały. Brak szyb zastępuje się tu przeważnie sianem lub odpadkami blachy lub deskami oblepionymi gliną.

W tych ciężkich warunkach funkcjonują tu tylko urząd gminny, urząd pocztowy, urząd skarbowy, posterunek policji państwowej i dowództwo kordonu wojskowego, które umieszczono w jako tako utrzymanych domach, jednak bez żadnych prawie urządzeń biurowych.

Szkoła dotychczas mimo usilnych starań miejscowych nie jest uruchomiona z powodu braku lokalu i nikłych funduszów gminnych. Poczta tutejsza, biorąc pod uwagę to, że połączenie telegraficzne jest zupełnie zniszczone i że urząd pocztowy z braku koni przez pieszego posłańca zmuszony jest pocztę dostawiać (26 km.) ze Zborowa (względnie Olejowa) funkcjonuje bez zarzutu, listy i korespondencje ze Lwowa otrzymujemy w przeciągu jednego lub dwóch dni. Handel i przemysł z powodu trudności komunikacyjnych (drogi są kompletnie zniszczone) jest w zupełnym zastoju. Sytuację żywnościową ratuje "Sklep kółka rolniczego", energicznie kierowany przez proboszcza ks. Stanisława Kwiatkowskiego. Jest to jedyna w pasie granicznym kooperatywa oparta na kapitałach czysto polskich i spełniająca z dobrym skutkiem swe zadanie. To też handlarze, przeważnie naturalnie żydowscy niechętnym okiem patrzą na tę placówkę handlu polskiego, która im stoi na przeszkodzie w robieniu "dobrych interesów".

Ludność miejscowa w swej niedoli jest zadowolona mając taką kooperatywę. Ruch towarzyski z powodu braku liczniejszego grona inteligencji, która w czasie wojny wyemigrowała i odpowiedniego lokalu prawie że ustał. Nieliczni inteligenci i ludność miejscowa oczekują jak zmiłowania jakiejś pomocy krajowej i rządowej.

Stosunki bezpieczeństwa w pasie nadgranicznym i okolicy dzięki tut. władzy wojskowej, która energicznie wyłapuje i tępi wszelakiego rodzaju maruderów są zupełnie normalne. To też świadomość, że bezpieczeństwo życia i mienia, jak też możność spokojnej i twórczej pracy zawdzięcza się wojsku, stojącemu na straży wschodnich granic państwa zjednoczyła miejscową ludność tak Polaków, jak i Rusinów oraz okoliczną w akcji urządzenia gwiazdki żołnierzowi.

Dzięki niestrudzonym paniom Kwiatkowskiej, Fieglerowej, Misiakowej i wielu innym przystrojono pięknie ubikację w której przygotowano obfitą wigilję dla garnizonu załozieckiego.

Po patriotycznym przemówieniu ks. Kwiatkowskiego i burmistrza Antoniego Górala zasiedli żołnierze wspólnie z komitetem. Wśród serdecznej pogawędki, kolend i piosenek żołnierskich przeciągnęła się w podniosłym nastroju wieczerza w późną noc.

Potężnie w dal ku kresom, pierwszy raz w warunkach spokojnych - popłynęła pieśń "Gdy się Chrystus rodzi!"

Żołnierzom stojącym na kordonie przesłano podarki składające się z różnych praktycznych rzeczy i łakoci. Szczególną radość sprawiły paczki przesłane przez Komitet Pań Czerwonego Krzyża, w Złoczowie.

W życzeniach noworocznych wyraziliśmy niepłonną nadzieję, że Macierz Nasza nie zapomni o swych kresowych obywatelach i swoją życzliwą a doraźną pomocą umożliwi nam utrzymanie naszych placówek, oraz nie da "nam pogrześć ducha", by utrzymać ziemię "skąd nasz ród".