P.S. I to chyba nie koniec przygody z archiwaliami. Pojawiły się interesujące możliwości zdobycia nowych materiałów w zagranicznych archiwach. W skrócie, mogą ich być dwa rodzaje. Po pierwsze, inne księgi kościelne (może byłby np. Trościaniec Wielki, lata niedostępne w Polsce?). Po drugie, tzw. metryki józefińskie i franciszkańskie. Czyli austriackie spisy podatkowe z lat 1785 - ok. 1840. Widzieliśmy próbki tych metryk z wioski Huta Stara, o której stronę prowadzi Pan Roman Romanów
http://forte.amuz.wroc.pl/~roman/ Bardzo ciekawe materiały: dokładny opis granic wioski, spis gospodarzy, wyszczególnienie ich gruntów (ile pola, ogrodu, nieużytków itp), nałożony od tego podatek. Może zachowało się coś takiego także dla Olejowa, Trościańca czy Bzowicy?
Trzeba się tylko zorientować, co dokładnie jest dostępne, jaki byłby koszt, oraz - dla nas bardzo istotne - czy można te materiały kupować "w kawałkach", czyli mniejszymi partiami? Te kwerendy dostępnych źródeł chcemy przeprowadzić w maju. Trochę to potrwa, bo trzeba wymienić parę listów, czekać na odpowiedzi... W okolicach czerwca / lipca efekt tych poszukiwań opublikujemy na stronie.
Całość materiału - szczególnie w przypadku owych metryk - finansowo może być trudna do udźwignięcia dla jednej osoby. Wiemy od Pana Romanów, że komplet (wszystkie dostępne lata) metryk dla jego wioski Huta Stara liczył ponad 230 stron. A była to wieś na pewno mniejsza od Olejowa i chyba też mniejsza od Trościańca. W przypadku naszych wiosek tych materiałów może być więcej - a przynajmniej poszczególne roczniki były chyba obszerniejsze. Oczywiście na razie to rozważania teoretyczne, bo nie wiadomo jeszcze, czy w ogóle (a jeśli tak, to ile) takich archiwaliów się zachowało.
Po zakończeniu poszukiwań zapewne poprosimy naszych Czytelników o wsparcie. Jeśli znajdą się chętni, można będzie tych materiałów zamówić więcej, a każdy "udziałowiec" otrzyma taką samą płytkę czy komplet kartek ksero (w zależności, w jakiej postaci byłby te kopie) z całością materiałów zamówionych przez grupę. Oczywista korzyść numer jeden: możliwość oglądania (i to u siebie w domu) rzadkich archiwaliów, niedostępnych w Polsce. Oraz korzyść numer dwa: a to wszystko za ułamek ceny, którą trzeba by zapłacić, kupując je w pojedynkę lub choćby samemu jadąc za granicę, by je przeglądać na miejscu. W grupie siła i mniejszy koszt. Nie trzeba tu dodawać, że wszystkie te zdobycze będą przez nas opracowywane i docelowo znajdą się na stronie "Olejów na Podolu".
Gdyby chętnych było niewielu, to oczywiście tych materiałów zamówimy mniej, i "w kawałkach", czyli małymi partiami, w dużych odstępach czasu (liczymy, że będzie to możliwe). Obaj z Kazimierzem nie jesteśmy krezusami (a szczególnie piszący te słowa). Projekt jednak nie zostanie zarzucony, bo jesteśmy ciekawi, także prywatnie, tego, co można tam odkryć - np. kolejne pokolenia naszych przodków.